niedziela, 9 grudnia 2018

Święta za pasem


Święta Bożego Narodzenia , w których tradycja i religia mieszają się ze sobą w sposób szczególny, sprawiając, że dekorujemy mieszkanie, przygotowujemy Wigilijne potrawy,  ubieramy choinkę, zasiadamy wspólnie do stołu, słuchamy kolęd, dzielimy się opłatkiem bez względu na przekonania,  dajemy sobie prezenty. Jednym słowem staramy się, aby ten Wigilijny wieczór był wyjątkowy, a święta na długo zostały w naszej pamięci. Coraz częściej jednak słyszę od znajomych, ach niech już będzie po świętach.  Tak dużo wysiłku kosztują ich przygotowania do świąt, że na samą myśl o nich mają dość. To prawda, że te święta powinny być wyjątkowe, ale nie koniecznie musi być tak, że padniemy  wykończeni na kanapę i nie będziemy w stanie się nimi cieszyć. Aby tak nie było, warto przygotowania do świąt  zacząć dużo wcześniej. Znam osoby, które choinkowe prezenty kompletują przez cały rok. Aby podarunek był niebanalny, żeby przypadł do gustu i po świętach nie trzeba będzie zastanawiać się co z nim zrobić. Córka np. przygotowuje mi listę rzeczy, które chciałaby dostać i ja sobie z tej listy wybieram. Im dłuższa lista tym większa niespodzianka, a prezent zawsze jest trafiony. Wiele potraw możemy zrobić wcześniej i zamrozić. Np. bigos, kapustę wigilijną, pierogi, uszka do barszczu. Ja mrożę nawet niektóre ciasta i naprawdę nic nie tracą, ani na wyglądzie, ani na smaku.  Potrawy będą wtedy bardziej dopieszczone niż te robione w pośpiechu na ostatnią chwilę. Można też ograniczyć ilość przygotowywanych potraw, aby potem nie jeść ich przez cały tydzień lub wręcz wyrzucać. Pamiętajmy, że wiele osób stosuje ostatnio diety, nie jedzą słodyczy i namawianie ich na skosztowanie kolejnej potrawy na nic się nie zda. Aby wszystko dobrze sobie zorganizować warto wcześniej zrobić sobie listę zakupów i rzeczy, które musimy zrobić. Usiąść spokojnie i poświęcić nawet godzinę, aby wszystko dokładnie zapisać. Ja robię zwykle trzy listy: potraw, zakupową i rzeczy które muszę przed świętami zrobić. Potem dużą przyjemność sprawia mi wykreślanie kolejnych pozycji. To naprawdę bardzo ułatwia i nie będzie sytuacji, że okaże się, gdy już będzie za późno, bo sklepy zamknięte, że czegoś nam zabrakło, albo o czymś zapomnieliśmy. np: wysłać kartki.


Lubię święta i lubię przygotowania do Świąt, ale w tym roku będą to już moje trzecie z kolei Święta, które spędzę poza domem. Dwukrotnie byłam  w Niemczech, a w tym roku zamierzam spędzić je z rodziną i przyjaciółmi w Warszawie. O moich pierwszych świętach jako opiekunka już pisałam. Właściwie była to kolacja Wigilijna u znajomych podopiecznej. Pozostałe dwa dni świąt upłynęły jak normalne dni. W zeszłym roku byłam w Bawarii, w Regensburgu. Wigilię wraz z podopieczną i jej mężem świętowałam u ich syna, który jako jedyny z ich czworga dzieci mieszkał także w Regensburgu. Na kolację podano pieczeń wieprzową, kapustę i pieczywo, a na deser tiramisu wykonane przez synową. Po kolacji rozdano prezenty głównie pierniki w ozdobnych metalowych pudełkach.  Syn z synową dostali od rodziców lampę i bardzo mi się podobało jak otwierali prezent. Ona rozwiązała wstążkę, On odwinął  papier, Ona zdjęła papier, On odchylił jeden bok zamkniętego pudełka, Ona drugi. I tak po kawałeczku przesuwając sobie prezent po stole rozpakowali go. Potem syn grał kolędy na trąbce, mąż podopiecznej przygrywał na pianinie. Było bardzo miło i wesoło. Pierwszy dzień świąt rodziny spędzały we własnym gronie czyli z dziećmi, a drugiego dnia świąt był wielki zjazd rodziny w domu podopiecznej. Synowe i córki poprzywoziły ciasta, ale na obiad wszyscy udaliśmy się do restauracji. W sumie było ponad 20 osób. Po obiedzie w domu była kawa i słodkości. Nie uważam, że mamy spędzać Święta tak jak Niemcy. Bardzo lubię naszą tradycyjną  Wigilię z jej bezmięsnymi potrawami, ale nie dajmy się zwariować i niech szaleństwo gotowania i sprzątania nie zabije w nas ochoty na świętowanie.


Życzę Wszystkim bardzo wyjątkowych  Świąt Bożego Narodzenia. 


sobota, 20 października 2018

Dzień Zaduszny

Zbliża się 1 Listopada czyli dzień Wszystkich Świętych, a potem Zaduszki czyli Święto Zmarłych. Znów zaludnią się cmentarze. Groby zapłoną licznymi świecami. Na złożone kwiaty będzie brakowało miejsca. Na drogach znów zginą ludzie i dołączą do tych których jechali odwiedzić. Smutne. Jeśli dopisze pogoda kwiaty będą zdobić groby przez jakiś czas, ale to listopad. Często są przymrozki i po kwiatach pozostaną zmarznięte badyle. Niektóre będą straszyć do następnego roku bo wiele osób  w ten tylko jeden dzień jedzie lub idzie na cmentarz. Nie mówię tego bezpodstawnie.Odwiedzam cmentarze na których są moi bliscy w różnych porach roku, też są daleko ode mnie,  to widzę ile grobów przez cały rok jest zaniedbanych. Zresztą nawet jak bym była blisko nie poszłabym tego dnia na cmentarz. Odwiedziłabym moich bliskich w rocznicę śmierci, w imieniny, w Święta Bożego Narodzenia, w Wielkanoc lub tak po prostu.W Zaduszki jest dla mnie za dużo szumu. Wolę w tym dniu w zaciszu domowym pooglądać stare zdjęcia, powspominać...

W tym roku wybiorę się na cmentarz, który jest niedaleko, z ciekawości. Zobaczyć jak tutaj obchodzi się to święto. Na tym cmentarzu spoczywają dwie żony mojego podopiecznego. W jednym grobie. W środku jest miejsce dla niego. Nie żartuję. Pierwsza żona zmarła w 2000 r. wieku 75 lat, po czym mój podopieczny ożenił się z jej koleżanką (była w tym samym wieku co pierwsza żona). Zmarła dwa lata temu. Miała 91 lat. Często chodzę na ten cmentarz na spacer, bo tonie on w zieleni i kwiatach jak większość cmentarzy w Niemczech,  przy okazji podlewam kwiaty na grobie żon podopiecznego. O porządek ogólnie dbają tutaj specjalne firmy,którym zleca się także opiekę nad poszczególnymi grobami.

Z tego co wyczytałam w internecie Niemcy nawet ta część katolicka, bo wielu jest protestantów, traktują ten dzień jako dzień zadumy.Nie wskazane są w tym dniu huczne zabawy, imprezy rozrywkowe itp.  Dzień ten jest wolny od pracy tylko w landach gdzie przewagę stanowią katolicy czyli m.in.w Bawarii, Badenii-Wirtembergii, Kraju Saary, Nadrenii. W Hamburgu,gdzie jestem,  który jest na prawach kraju związkowego nie ma dnia wolnego.
Poniżej parę fotek z miejsca moich spacerów.





Grobów praktycznie nie widać. Są ukryte za gęstymi żywopłotami. Nie ma tu marmurowych wielkich płyt, tylko niewielka płyta informacyjna, za to jest mnóstwo zieleni.


 Ławeczka pod wielkim drzewem zachęca do odpoczynku.

Nie ma betonowych chodników,są utwardzone kamykami nawierzchnie. Widziałam jak przez taką trochę zarośniętą alejkę przejeżdżała specjalna maszyna, która przeorywała płytko nawierzchnię likwidując zielsko. Następnie dosypywano nową warstwę kamyków i ubijano kolejną maszyną.






 Kaplica przy cmentarzu.

W Hamburgu znajduje się największa nekropolia w Europie.Jest to cmentarz Ohlsdorf zajmujący 391 ha powierzchni i liczący 300 tys grobów. Rośnie tu  
36 000 drzew w 450 gatunkach. Znajdują się 15 jezior i 2800 ławek. Na terenie cmentarza znajduje się 12 kaplic, 800 rzeźb i ogród motyli. Na wzór cmentarza w Hamburgu został zaprojektowany centralny cmentarz w Szczecinie, który znacznie różni się od większości cmentarzy w Polsce stanowiących wyłącznie skupisko grobów, a co za tym idzie betonu, marmuru i sztucznych kwiatów.

Jeśli musicie w tym dniu jechać na groby, uważajcie, ale można to zrobić tydzień wcześniej, będzie bezpieczniej, a zmarli na pewno wam wybaczą. Jeśli ktoś jest bardzo wierzący może iść do jakiegokolwiek kościoła i się pomodlić za dusze zmarłych. Dusza przecież nie leży na cmentarzu. Jeśli istnieje krąży wokół nas we wszechświecie.


czwartek, 20 września 2018

Takie sobie rozważania

Kolejny, a dokładnie 7 raz w przeciągu prawie 2 lat, jadę  jako opiekunka, do Niemiec. I muszę powiedzieć, że jadę z przyjemnością. Język to już dla mnie nie jest problem, jak to było na początku. Uczę się jednak cały czas. Po prostu sprawia mi to satysfakcję. Poza tym przyjemnie jest nie mieć problemów z dogadaniem się w sklepie, porozmawianiem z taksówkarzem, często taksówką dojeżdżam do miejsca zlecenia,  i wysłuchaniem opowieści podopiecznego. Często bywam na rodzinnych uroczystościach i nie siedzę wtedy jak na przysłowiowym niemieckim kazaniu.  Ale to nie jedyny powód dla którego z przyjemnością opuszczam Polskę i wieś na Podkarpaciu w której przyszło mi mieszkać. Tęsknię za niemiecką kultura. Za uśmiechami ekspedientek w sklepach, które za wszelką cenę chcą sprawić żebyś była zadowolona, nawet pan który przywozi mrożonki z uśmiecham zostawia mi ulotki chociaż od kilku miesięcy nic u niego nie kupiłam, albo bardzo niewiele. Jeśli przez pomyłkę wejdę na ścieżkę rowerową, rowerzysta na mnie zadzwoni, ale potem czarująco się uśmiechnie i przeprosi, że dzwonił. Mój podopieczny, który ma 94 lata i ma problem ze słuchem, kiedy ogląda telewizor zbyt głośno nastawiony prosi abym przymknęła drzwi od tarasu, żeby przypadkiem sąsiadowi nie przeszkadzało. Mieszka w bliźniaku i tarasy oddzielone są tylko drewnianym przepierzeniem, ale nigdy nie słyszałam sąsiada. Ludzie po prostu żyją tu tak, żeby przede wszystkim nie przeszkadzać innym. Jak przyjeżdżam do Polski pierwsze co mnie razi to to, że u nas jest akurat odwrotnie. Panuje totalne wolność Tomku w swoim domku.  A nawet jeszcze gorzej. Myślę, że przeciętny Polak czuje satysfakcję, jak sąsiadowi wiedzie się źle, albo przynajmniej gorzej niż jemu. Nikt się nie liczy z tym, że komuś może przeszkadzać dym, głośne zachowanie czy np. obsadzenie swojej posesji 4 metrowymi chaszczami. Co z tego, że to zasłania sąsiadowi całe słońce ważne żebym ja miał. Nie rozumiem takiego zachowania. Inaczej zostałam wychowana. I dzieje się to wszystko w państwie uchodzącym za ostoję katolicyzmu. A  któreś tam przykazanie mówi, z tego co pamiętam NIE CZYŃ DRUGIEMU CO TOBIE NIEMIŁE. Przykazania swoje, a ludzie swoje. Zupełnie odwrotne kierunki. Staram się tak żyć, żeby nikomu nie przeszkadzać i wydaje mi się, że bez problemu  adoptowałabym się do niemieckiego społeczeństwa. Zresztą miałam już taka propozycję. Trochę w przenośni. Po prostu rodzina chciała, żebym została u nich na stałe. Niestety ciągnie mnie to tego mojego kawałka ziemi, który jest mój, ale który chętnie przeniosłabym w zupełnie inne miejsce. Dlatego z przyjemnością wyruszam w kolejną podróż do ludzi, którzy przywitają mnie z radością, nie będą traktować jak pomoc domową, ale jak członka ich rodziny i gdzie będę się czuła jak u siebie.  Myślę że jakby te pozytywne cechy od Niemców i Polaków połączyć to byłby naprawdę super naród. Polacy na pewno przewyższają Niemców zaradnością, ale jeśli chodzi o pomysłowość to jednak stawiałabym na Niemcy. Podziwiam Niemców za ich tolerancję i zdyscyplinowanie. Jednak jest to kraj, który przyjął bardzo dużo uchodźców i wygląda na to, że radzi sobie z tym problemem.  My boimy się przyjąć nawet garstki.  Widzę ostatnio bardzo dużo arabskich kobiet pracujących w sklepach. Kilka razy jechałam taksówką i ani razu nie wiózł mnie Niemiec, zawsze jakaś inna narodowość. Dużo obcokrajowców pracuje w usługach. Społeczeństwo Niemieckie robi się społeczeństwem Multi kulturalnym i Multi narodowościowym i może taka powinna być przyszłość świata ponad podziałami. Globalna wioska, a nie zaścianek. Zaczęłam tak zupełnie przyziemnie, a skończyłam globalnie. 

wtorek, 29 maja 2018

To się nadaje do SZPILEK


Pamięta ktoś może Szpilki, taką gazetę. Kiedyś jak wydarzyło się coś bardzo głupiego, nie mieszczącego się w głowie, mówiło się to się nadaje do Szpilek. Sprawdziłam w Wikipedii. Szpilki nie istnieją, natomiast durne sytuacje  istnieją i istnieć będą, niestety.

Dla niezorientowanych:
Szpilki – polskie ilustrowane czasopismo satyryczne, założone w grudniu 1935 roku przez Zbigniewa Mitznera(jednocześnie pierwszego redaktora naczelnego), Eryka Lipińskiego i Zenona Wasilewskiego[1]. Programowo związane ze środowiskiem lewicy (przed II wojną światową ośmieszało obóz sanacyjny, a po niej przeciwników ustroju komunistycznego).Podobnie jak wiele innych tytułów prasowych zostało zawieszone na kilka miesięcy po wprowadzeniu stanu wojennego, zaś w 1990 po raz pierwszy przestało ukazywać się. W 1992 próbował reaktywować je Marek Przybylik (od lutego do kwietnia ukazało się 13 numerów Szpilek). Dwie próby reaktywacji zakończyły się niepowodzeniem i w 1994 zostały zawieszone.

W sklepie Biedronka chciałam dzisiaj kupić gazetę, konkretnie Newsweek'a trochę starego, przyznaję, wydanego na weekend majowy, ale leżał sobie na półce, a parę artykułów mnie zainteresowało. Ponieważ znów jadę do Niemiec, pomyślałam, będę miała co poczytać w drodze. Numer podwójny, gruby, będzie co poczytać, cieszyłam się do momentu dojścia do kasy. Tu okazało się, że gazety kupić nie mogę bo została już wycofana. No jak to wycofana, przecież leżała na regale - zapytałam ze zdziwieniem. - Ale w systemie jej nie ma. - odpowiedziała kasjerka. Ale ja chcę ją kupić.- usiłowałam być nieustępliwa. - Ale ja nie mogę jej sprzedać. - odpowiedziała sprzedawczyni stanowczo. Prośba o poproszenie kierowniczki, wprowadzenie gazety do systemu lub skoro jej nie ma podarowania mi jej w prezencie też nic nie dała, ostatecznie  zrezygnowana wyszłam ze sklepu bez gazety. No i czy to jest normalna sytuacja? To się po prostu nadaje do Szpilek. Taka gazeta.  Była kiedyś.

poniedziałek, 19 lutego 2018

Co nieco z niemieckiej kuchni

Kuchnia Niemiecka nie jest jednolita i poszczególne landy, zresztą tak jak u nas regiony, mają swoje tradycyjne potrawy. Nawet popularna w Niemczech sałatka ziemniaczana ma swoje różne odmiany w zależności od landu. Podstawa do ziemniaki i cebula i sos zwykle na bazie majonezu ale może być też winegret. Dodatki to ogórek (konserwowy lub świeży), podsmażany boczek, natka pietruszki. Ja dodawałam np. trochę świeżej papryki i sporo ziół.


Najbardziej charakterystyczne cechy niemieckiej kuchni duża ilość octu używanego do potraw, głównie do sałatek, co mnie absolutnie nie odpowiadało. Sałatki dla siebie robiłam po prostu oddzielnie. Mogłam zjeść taką sałatkę raz na jakiś czas, ale nie codziennie.  Ziemniaki, często gotowane w mundurkach to też nieodzowny element niemieckiej kuchni. Popularne są duże knedle ziemniaczane gotowane na parze podawane potem z ciemnym sosem. Pieczone mięsa, golonka i kiełbasy, podobno jest ich ponad tysiąc odmian, to podstawa niemieckiej kuchni i duma narodowa. Też miałam swoją ulubioną kiełbaskę, której odmianę można też kupić w Polsce, ale nie w regionie w którym mieszkam. Zawsze kupuję ją jak jestem w Warszawie, a pamiętam z dzieciństwa bo była wyrabiana domowym sposobem razem z kaszanką i salcesonem i kupowaliśmy ją u miejscowych rolników. U nas nazywa się czarny w Niemczech to Blutwurst (krwista kiełbasa) lub Rotwurst (czerwona kiełbasa) lub Schwarzwurst (czarna kiełbasa). Nie należy jej mylić z kaszanką. Wypełnienie stanowi rodzaj puddingu (prawdopodobnie krew plus mąka) dodatki to cebulka, wędzona słonina, czasami podroby mięsne. W smaku lekko słodkawa.Je się ją na zimno, ale ostatnio dowiedziałam się, że bywa serwowana na gorąco jak kaszanka.


Niemcy bardzo pielęgnują swoje tradycje kulinarne i mimo pojawienia się wielu restauracji i barów serwujących dania włoskie, azjatyckie, chińskie, tradycyjne potrawy niemieckie nie znikają z ich stołów. Tak jak u nas utarło się, że naszą narodowa potrawą jest bigos czy pierogi tak można powiedzieć w Niemczech jest to golonka z kapustą lub grochem puree. Do tego oczywiście niemieckie niepasteryzowane piwo.
Niemieckie potrawy przede wszystkim nie są pracochłonne. Może Niemkom znanym skądinąd z zamiłowania do porządku, nie starczało już czasu na wymyślne i zabierające dużo czasu dania. Wszystkie obiady, które robiłam będąc ostatnio w Niemczech zajmowały mi góra pół godziny. Podopieczna, którą się opiekowałam, sama decydowała co ma być ugotowane, a że przekroczyła już 90 lat sadzę, że były to potrawy od lat spożywane w tym domu, a co za tym idzie mają coś z tradycji bawarskiej. W każdym razie po tym jak we wcześniejszej mojej pracy gotowałam co chciałam, również polskie potrawy tutaj przeszłam szkołę gotowania po niemiecku. Jest to jakieś doświadczenie. Czegoś się nauczyłam, a z czasem jak podopieczna nabrała do mnie zaufania dała się nawet namówić na niewielkie zmiany.
Najbardziej dziwne były dla mnie zupy. Przyzwyczajona jestem do zup po pierwsze na jakiejś kostce mięsnej, po drugie z dużą ilością włoszczyzny. A tu ani tego, ani tego. Zupy były co najwyżej 3 składnikowe. Podaję trzy przepisy na takie zupy. Była jeszcze zupa z porów. Ten sam schemat tylko dokładało się 2-3 świeże pomidory.
Zupa cebulowa
Składniki:
Cebula
2 jajka
Natka pietruszki
Rama (podstawowy tłuszcz do duszenia i smażenia)
Grzanki lub pieczywo
Pieprz , sól
Pokrojoną w kostkę cebulę zeszklić z łyżką Ramy, dolać około 3 szklanek wody, gotować około 10 minut. Wlać jajka mieszając. Dodać zieloną pietruszkę, pieprz, sól. Podawać z pieczywem lub grzankami. (grzanki robi się zwykle z białego chleba tostowego, pokrojonego w kostkę i  podsmażonego na maśle)
Zupa pomidorowa
Składniki:
Puszka pomidorów
2-3 świeże pomidory
Cebula
1 łyżka Ramy
Kostka rosołowa
Natka pietruszki
Sól, pieprz
1-2 łyżki śmietany + 1 łyżka mąki
Zeszklić cebulę, dodać puszkę pomidorów i 2-3 świeże pokrojone w kostkę, kostka rosołowa. Gotować 10-15 minut. Na koniec zaprawić mąka ze śmietaną, dodać pietruszkę podawać z przesmażonymi na maśle grzankami z tostu.
Udało mi się wzbogacić zupę o drobniutki makaron, specjalny do zup i dodawałam łyżeczkę Vegety dla smaku
Zupa selerowa
Składniki:
Seler
Natka pietruszki
1 kiełbaska (wyglądem przypomina nasze serdelki, ale w środku są kawałki mięsa.
Śmietana, mąka
Najpierw gotujemy do miękkości selera częściowo obranego i dobrze wyszorowanego. Po ugotowaniu, obieramy pozostałą skórkę, kroimy w kostkę i dodajemy do wywaru razem z  kostką rosołowa, pietruszką, kiełbaską regensburską pokrojona w kostkę. Gotujemy 5 minut. Na koniec dodajemy śmietana z mąką do zagęszczenia i posiekaną zieloną pietruszkę. Podawana jest ta zupa z bułkami.
Zupy te nie były takie do końca złe, ale jak dla mnie dobre na przystawkę, a nie jako danie obiadowe.
Podstawowy przepis na nieodłączny sos do sałatek. Można powiedzieć, że jest to najprostszy sos winegret, bez ziół i innych dodatków typu czosnek.
Podstawowy sos do sałatek
1 łyżka octu jabłkowego
2 – 3 łyżki oleju z orzechów arachidowych
Sól, pieprz, cukier, czasami łyżka mleka
Częstym daniem był kalafior z jajkiem sadzonym lub jajecznicą i ziemniakami. Ok jak kalafior był z podsmażoną bułeczką, ale czasami był z sosem, powiedzmy beszamelowym.
Sos beszamelowy do kalafiora
Składniki:
1 Łyżka masła
1 łyżka mąki
1 szklanka wywaru z kalafiora
1 łyżka posiekanej pietruszki
Gałka muszkatołowa
1 łyżka tartej bułki
1 łyżka śmietany lub mleka
sól
Łyżkę masła rozpuścić w rondelku dodać łyżkę mąki i szklankę wody z gotowanego kalafiora, energiczne mieszać żeby się nie zważyło, dodać posiekaną pietruszkę i gałkę muszkatołową oraz łyżkę bułki tartej i łyżkę śmietany lub mleka. Polać sosem kalafiora, zwykle gotowanego w całości.
Nieraz obiad był na słodko: Naleśniki posypane cukrem z cynamonem do tego gruszki z puszki. Czasami  żurawina, albo przecier jabłkowy. Ja dokładałam sobie do tego twarożek. Naleśniki trochę inne niż nasze bo tylko z mlekiem i z 5-6 jajkami. Na każde jajko jedna łyżka mąki.
Sałatkę z gotowanej kalarepki po niemiecku Korabi, nawet polubiłam. Kalarepka jest bardzo częstym gościem na niemieckich stołach.

Sałatka z kalarepy
Składniki:
2 kalarepki średniej wielkości
Masło
Gałka muszkatołowa
Zielona pietruszka
Śmietana
Mąka
Kalarepki obrać, pokroić w paski, gotować w niewielkiej ilości wody, dodać masło, gałkę muszkatołową, zagęścić mąką wymieszaną ze śmietaną. Posypać pietruszką.
Z selera też była dobra.
Sałatka z selera
Składniki:
Średni seler
Cebula
½ szklanka wywaru z gotowania selera
1 łyżka octu
2 łyżki oleju, sól, pieprz, łyżka śmietany
Natka pietruszki
Ugotowany seler kroimy w plasterki, cebulę w talarki plus sos: ½ szklanki wywaru, 1 łyżka octu, 2 łyżki oleju, sól, pieprz, natka pietruszki, łyżka śmietany. Delikatnie razem wymieszać.


Często robiłam też zapiekankę z warzyw. Warzywa (cebula, marchew, cukinia, papryka, fasolka zielona, 2 pomidory)) dusi się z dodatkiem nieodłącznej łyżki Ramy do miękkości. Tuż przed podaniem kładzie się plasterki sera ementaler. Jak ser zaczyna się rozpuszczać podaje się na stół. Do tego gotowane ziemniaki.

 Dużo dań było bezmięsnych, ewentualnie z podsmażanymi kiełbaskami, czasami były steki wołowe, w piątki przeważnie ryba, która zawsze mi smakowała. Nie było natomiast żadnych klusek, krokietów, kasz, placków np. z jabłkami, ryżu nie wspominając o pierogach.

Po pobycie u kilku niemieckich rodzin śmiało mogę stwierdzić, że na śniadanie chyba każdy Niemiec je chleb z marmoladą, niektórzy jak moi podopieczni również na kolację. Podstawowym trunkiem jest piwo. Drugim wino. W sezonie oczywiście jada się szparagi, choć nie są one tanie. Najlepsze są świeże, niemal prosto po zebraniu. Pietruszka korzeniowa prawie tu nie występuje jest natomiast pasternak i używa się dużo pietruszki naciowej. Rabarbar u nas raczej zapomniany, w Niemczech cieszy się ogromnym powodzeniem. Wiosną pojawiają się tarty z rabarbarem, ciasta z rabarbarem, sok z rabarbaru i bardzo smaczne jogurty. Jadłam bardzo dobrą marmoladę z rabarbaru z dodatkiem chyba mirabelek. Jest tu również znana i często kupowana skorzonera inaczej czarne korzonki (taka nazwa jest również niemiecka).

W Niemczech jest też tak, że najlepsze marcepany są z Lubeki, Drezno to Bożonarodzeniowe strucle obsypane pudrem z dużą ilością bakali, a najlepsze Lebkuchen czyli pierniki pochodzą Norymbergii.

Biała kiełbasa, słodka musztarda, precel z ziarenkami soli i piwo to wizytówka Bawarii.

W najbliższym czasie jadę do Hamburga, a tam podobno tradycyjnym daniem są Gruszki, fasola i boczek (Birnen, Bohnen Und Speck), mam nadzieję, że nie będę musiała jej próbować. Jakoś gruszki z boczkiem zupełnie mi nie pasują, chociaż lubię smakować nowe rzeczy.

Na razie jednak jestem w domu i z przyjemnością zajadam polskie zupy z dużą ilością warzyw. Tu akurat barszczyk ukraiński, ale też jak to moja ostatnia podopieczna mówiła misz-masz czyli wszystkiego za dużo. 

Z kolei na śniadanie lub kolację lubię takie jajko na pieczywie. Miksuje sie tylko jajko z dodatkiem śmietany lub serka i smaży taki średniej grubości placuszek.Troszkę soli do smaku. Tego nauczyłam się w Niemczech, ale mi smakuje więc chętnie wprowadziłam na stałe do swojej kuchni. 




poniedziałek, 29 stycznia 2018

Niezbędniki i "zbędniki" w kuchni i nie tylko

Ostatnio, z racji swojej pracy jako opiekunka, wiele czasu spędzam w niemieckich kuchniach i nadziwić się nie mogę ilości znajdujących się tam kuchennych gadżetów. Zastosowania niektórych nawet trudno mi się domyśleć, więc ku zdziwieniu domowników po prostu pytam. Dla mnie są to gadżety, zbędniki bez których mogę się spokojnie obejść, albo zastąpić czymś innym. Nie jestem aż tak radykalna jak mąż mojej poprzedniej podopiecznej, były wojskowy, który mówił, że w kuchni potrzebny jest tylko nóż, widelec i łyżka, bo w wojsku to wystarczyło, może w wojsku i dla tych co nie gotują to tak  jednak  uważam, że w niektórych przypadkach dochodzimy po prostu do absurdu. Długo nie wiedziałam do czego służy ten przedmiot.



Aż któregoś dnia miałam do otworzenia puszkę z owocami. Normalną z uchwytem do otwierania, a podopieczna pyta mnie czy znalazłam otwieracz, ja na to że puszka już otworzona.” Jak to bez otwieracza. „ No przecież tu niepotrzebny. Okazuje się, że jak najbardziej potrzebny i to jest właśnie ten otwieracz.

Tyle puszek otworzyłam bez otwieracza, więc uważam to urządzenie za zupełnie niepotrzebne.  Posiadanie z kolei takiego elektrycznego urządzenia do otwierania puszek mogę wytłumaczyć tylko tym, że jest to stare urządzenie, a kiedyś niewiele puszek otwierało się jak wyżej. Osobiście wolę jednak zwykły manualny otwieracz.

Specjalne nożyczki, które posiadają kilka nożyków, do cięcia szczypiorku lub innej zieleniny. Ma to znacznie przyspieszyć pocięcie. Do tego dołączona jest często szczoteczka do czyszczenia zakamarków tego „niezbędnego” urządzenia. Zdecydowanie jestem za zwykłą deseczką i nożem.


Takie coś do formowania kulek z ciasta lub z mięsa, obok napisano "Nigdy więcej klejacych rąk". Lubię klejące ręce, to cała przyjemność
wyrabiać takie kulki recznie. :)


Urządzenie do przekuwania jajek przed gotowaniem, żeby nie popękały. Nawet nie próbowałam tego stosować. Być może ma to zastosowanie w restauracjach, czy hotelach, gdzie trudno byłoby podać klientowi popękane jajko ugotowane na miękko. Natomiast stwierdziłam, że jest niebezpieczne w szufladzie bo kilka razy się nim ukłułam. Szpikulec jest bardzo ostry. W końcu ma przekuć skorupkę i nie uszkodzić jajka.

Specjalna pokrywka, a właściwie pół pokrywki do odcedzania ugotowanych warzyw, makaronu itd. Jakoś zupełnie mnie nie przekonuje. Nie poddam się reklamie będę odcedzała po staremu przy użyciu pokrywki lub sitka.

Maszynka do robienia warzywnego makaronu, ani jej cena też mnie raczej nie przekonuje, ale  skusiłam się na zakup nożyka do krojenia, a właściwie strugania warzyw na paseczki, sałatki bardzo ładnie wyglądają z cienkimi paseczkami marchewki lub selera z tym, że mój jest jednofunkcyjny – tylko paseczki, ten poniżej to obierak plus nożyk do dekoracyjnych pasków.


Specjalny uchwyt do krojenia w paski np. cebuli lub jajek raczej się bez niego obędę.

Kolejny gadżet to parawan na płytę kuchenną chroniący przed pryskaniem. ? Też go trzeba umyć, poza tym chroni tylko płytę ewentualnie kafelki za płytą, mnie nie. Nie ma u mnie miejsca na coś takiego, lepsza jest druciana przykrywka na patelnie.

Trzymacz do gorących ziemniaków gotowanych w mundurkach. Pomaga w ich obieraniu. Bardzo popularny w Niemczech bo tu często gotuje się ziemniaki w mundurkach i takie podaje się na stół. Każdy przy pomocy tego urządzenia i nożyka sobie ziemniaka obiera. Nazywam to „Trójząb”. Szpikulce są bardzo ostre. Pozostanę przy widelcu, chociaż przyznaję kupiłam jeden.

Usiłowałam się dowiedzieć do czego służy ten przedmiot, ale mój niemiecki okazał się niewystarczający. Wydaje mi się, że służy do wyjmowania i osączania owoców z kompotu, ale to tylko przypuszczenie. Może ktoś wie?  Jest to dość stary przedmiot. Za mojej bytności w domu gdzie go zobaczyłam nigdy nie był używany. Leżał sobie spokojnie w  szufladzie.

Co zrobić kiedy saszetka do herbaty nie ma sznureczka?


A co jeśli jest w ogóle bez saszetki? Luzem. Są specjalne saszetki do herbaty, różnej wielkości do filiżanki  i do dzbanka. Do tych saszetek są czasami w komplecie czasami oddzielnie specjalne plastikowe uchwyty, które umieszcza się na kubku.

Ani jedno ani drugie mnie nie przekonuje. Herbata bez sznureczka zupełnie mi nie przeszkadza, a sypaną wolę parzyć w czajniczku, albo w kubku z sitkiem i przykrywką.

Coś spoza kuchni przyrząd służący do zapinania, przeciągania guzików w koszuli, swetrze itp.

I do zdejmowania butów oraz do idealnego składania koszul.


Zdjęcia które zamieściłam pochodzą z gazetek reklamowych. Przykłady można mnożyć. Tych moim zdaniem zbędników jest bardzo dużo, o wiele za dużo i ludzie zaczynają się od nich uzależniać.

Niemcy uwielbiają gadżety, i chyba są bardzo mało odporni na reklamę. Łatwo dają się namówić na zakup kolejnych rzeczy mających ułatwić lub usprawnić różne prace domowe, ogrodowe, hobbystyczne  czy czynności pielęgnacyjne itp. Czy je potem wykorzystują czy rzeczy te tylko zalegają w szafkach i szufladach to inna sprawa. Z tego co zdążyłam zaobserwować większość jest nieużywana. Tu gdzie jestem obecnie jest 8 nożyków do obierania warzyw. Używam jednego, którym wg mnie najlepiej się obiera. Noży nawet nie usiłowałam policzyć, ale nóż, który podobno przeznaczony jest do krojenia sera, z dziurkami na ostrzu, wcale sera dobrze kroi. Mam w domu 4 albo 5 noży i to mi zupełnie wystarcza. Do chleba, do warzyw, do mięsa i mały zgrabny nożyk do wszystkiego. Zawsze przed kupnem czegoś nowego nie tylko do kuchni zastanawiam się długo czy jest mi to rzeczywiście niezbędne, czy będzie to rzecz którą będę często używała czy gadżet, który przy kolejnych porządkach wyląduje w piwnicy, a z czasem w koszu na śmieci. Tak było z formami do smażenie jajek sadzonych, żeby się nie rozlewały na patelni i miały ładny kształt. Ładnie wyglądało tylko na obrazku. W rzeczywistości nie funkcjonowało, jajko wypływało po spodem. No cóż nie zawsze jestem odporna na reklamę.