wtorek, 20 kwietnia 2010

Tragedia, która nie powinna się wydarzyć!

Smoleńsk 10 kwietnia 2010 r.


Złe warunki atmosferyczne, błąd pilota, zła organizacja, a może wszystko po trochu złożyło się na tragedię, która nie powinna mieć miejsca. Nie było to trzęsienie ziemi, ani inny kataklizm. Mgły są częstym zjawiskiem, ale do przewidzenia i z tego powodu samoloty zwykle się nie rozbijają. Lecą na inne lotnisko. Nie ma ważniejszej rzeczy nad życie ludzkie. Nie można go ryzykować z przyczyny innej niż ratowanie innego życia. Tu taka sytuacja nie miała miejsca. Na pewno zawinił czynnik ludzki, jaki by on nie był. Na pewno tyle ważnych osób nie powinno lecieć jednym samolotem. Jakbyśmy byli zgodnym narodem i partyjne podziały nie górowałyby nad zdrowym rozsądkiem, obchody rocznicowe w Katyniu mogłyby być jedne. Ale my jesteśmy dziwnym narodem.


Nasza narodowa buta, nawet w obliczu tak wielkiej tragedii nie pozwala się przed nią skłonić nisko i z pokorą. Przez nieprzemyślaną decyzję kogoś (można tylko przypuszczać kogo) na zawsze pozostanie rysa na tej tragedii. Bo czyż miejscem ostatniego spoczynku pary prezydenckiej musiał być Kraków. Czy naprawdę trzeba było wielkiej wyobraźni, żeby przewidzieć, że spowoduje to niezadowolenie sporej grupy społeczeństwa. Bo dużo osób chociaż nie protestuje to wyraża co najmniej swoje zdziwienie zaistniałą sytuacja. Czy trzeba dodatkowych przejazdów, utrudnień, czyż Warszawa i Świątynia Opatrzności nie była godna przyjąć u siebie Prezydenta. Dlaczego taka osoba jak Prezydent nie miała napisanego testamentu z wyrażoną wolą co do miejsca spoczynku. A jeśli taki testament był i wolą prezydenta było być pochowanym na Wawelu czemu nikt o tym nie powiedział. Może ostatnia wolę uszanowałoby całe społeczeństwo i nie byłoby niepotrzebnego zgrzytu. My Polacy jesteśmy dziwnym narodem.


Nawet największe tragedie jednoczą nas tylko na chwilę. Zginał Prezydent i jego żona i zginęło prawie sto osób, których śmierć to największa, niewyobrażalna tragedia dla ich rodzin i najbliższych i wielka strata dla Polski. Córka prezydenta, która straciła rodziców, nie głowę Państwa i jego małżonkę, ale rodziców i wygląda na bardzo osamotnioną, ale o tym czasami zupełnie się zapomina. Nie zauważyłam żadnego czułego gestu ze strony jej wujka, w końcu najbliższej rodziny. Pisma i portale internetowe prześcigają się teraz w tworzeniu kolejnego mitu. Chcą przechytrzyć historię, która jest bezwzględna i pamięta wszystko. Wierzę, że Maria i Lech Kaczyńscy byli dobrym małżeństwem, pewnie dobrymi rodzicami i wrażliwymi ludźmi, ale przez te parę lat, kiedy byli pierwszą parą w państwie , Pan Prezydent nie wzniósł się ponad partyjne podziały i nie starał się nawet być Prezydentem Nas wszystkich, Polaków, a Pani Prezydentowa raczej była w cieniu. Czy teraz w ciągu tygodnia coś się zmieniło? My Polacy jesteśmy dziwnym narodem.

Ta tragedia nigdy by się nie wydarzyła, gdybyśmy się wznieśli ponad partyjne podziały.

wtorek, 6 kwietnia 2010

Nasza Chata pod Wiatrakami XIII



Przepraszam, wszystkich sympatyków mojego bloga, za brak życzeń świątecznych i świątecznej atmosfery, która zawitała do innych blogów, po prostu w nawale pracy związanej z przeprowadzką i przygotowaniami do świąt, nie dałam rady :(.




Swiąteczna Niespodzianka od przyjaciólki. Skrzyneczka, a w niej pisanki. Własnorecznie zdobione. Dziekuje serdecznie Jadziu!



Po 2 tygodniowym życiu na wysokich obrotach najpierw pakowanie, potem przeprowadzka i rozpakowywanie poczułam się jak balon z którego uszło powietrze. Delektowałam się błogim spokojem i zadowoleniem, że nic nie muszę, w czym utwierdzał mnie też mąż, chociaż gdzieś w zakamarkach podświadomości błąkała się myśl o konieczności napisania na blogu chociaż paru słów. No i tak zeszło aż do dzisiaj, kiedy pogoda jest deszczowa i senna, na zewnątrz nic się robić nie da,a święta mamy już za sobą. Ale może po kolei.


Pierwsze kartki, które trafiły do chaty
Przeprowadzkę mieliśmy zaplanowaną na piątek, tydzień przed świętami. Wcześniej przyszedł właściciel firmy od przeprowadzek, rzucić okiem na to co mamy do przewiezienia i jaki trzeba będzie podstawić samochód. Ocenił, ze 3 ludzi załatwi nam przeprowadzkę w 2 godziny, my oceniliśmy na minimum 3. Jak się później okazało przeprowadzka zajęła 7 godzin. Oczywiście miały być wszelkie zabezpieczenia mebli, folia bąbelkowa, narożniki na meble itp. W rzeczywistości była to zwykła tektura i cienka folia. Meble musiały być najpierw owinięte folia, potem tektura i na to jeszcze raz folia. To zajęło sporo czasu. Chłopaki pracowali ciężko, ale widać było, że pojęcia o pakowaniu za dużego nie mieli. Ostatecznie sporo rzeczy (m.in. drabinka, suszarka, stolik) się nie zmieściło, kosztowało nas to dodatkowe dwa kursy, a telewizor dość ciężki, bo nie z tych z nowszej generacji, wieźli w szoferce na kolanach.

Przez parę pierwszych dni trudno było się poruszać w labiryncie kartonów

Przeprowadzajac się dwa lata temu z domu do bloków, sytuacja była dużo prostsza bo było niewiele mebli, w większości kartony i wszystko było składane w jednym pokoju. Tu sytuacja była zupełnie inna. W międzyczasie przybyły meble i trzeba było tak zorganizować przeprowadzkę żeby najpierw wypakowywać meble i ustawiać je na docelowych miejscach, potem na srodek kartony. Myśleliśmy, że jak już ktoś zajmuje się przeprowadzkami to takie różne niuanse są mu znane. Okazuje się, że nie, a profesjonalizm jest tylko w reklamie.
Przeżyłam też chwile grozy! Chwilę po zakończeniu wyładunku, samochód już pojechał, my też postanowiliśmy pojechać po resztę rzeczy i przy okazji coś przekąsić na mieście. Ale gdzie jest moja torebka? Najpierw położyłam ja na kanapie, potem na fotelu tyle pamiętam. Szukamy pomiędzy kartonami. Nic. W torebce klucze od mieszkania, karty, dokumenty, wiadomo- wszystko! Nachodzą mnie czarne myśli, może w całym tym zamieszaniu zmieniła właściciela. Po chyba 15 minutach stresu, nagłe olśnienie. Sięgam po duże otwierane pudło na różne drobiazgi, stojące górze regału. Otwieram – jest! Co za ulga! Teraz dopiero przypomniałam sobie moment włożenia tam torebki. Jakbym sobie nie przypomniała szanse znalezienia jej tam były raczej marne.
Największe niedogodności w chacie to obecnie brak łazienki i szafy. Przy pierwszej kąpieli w wannie chyba otworze szampana, bo przez okres ostatnich 2 lat był niestety tylko prysznic, teraz musi jakoś wystarczyć duża miska (największa jaka była do kupienia:)). W domu mieliśmy garderobę, w bloku szafy w zabudowie, teraz musi wystarczyć jedna szafa, którą tu zastaliśmy, do czasu aż powstanie garderoba. Dlatego część regałów na książki pełni teraz rolę kredensu, w kredensach jest miejsce na ubrania. Ubrania zimowe i wiele rzeczy, które obecnie nie są niezbędnie potrzebne do życia powędrowało na strych w oczekiwaniu na swoje miejsce.

Zawsze podobały mi się obrusy za szkłem i teraz zupełnie przypadkiem tak właśnie jest


W chacie pierwsze co będzie robione to….. odbudowa piwnicy. Pokazywałam ją wcześniej, niestety część jej w zimie się obsunęła, widocznie liczne kucia przy usuwania betonowej podłogi w dawnej oborze, osłabiły jej konstrukcję. Zostaną odbudowane tylko boczne ściany, sklepieniem będzie wylewka pod podłogi w sypialni, łazience i garderobie. Będą to pierwsze pomieszczanie, które powstaną w gospodarczej dotychczas części chaty.


O tym co będzie się działo w ogrodzie będę pisać w swoim dawnym blogu ogrodowym. Taką myśl podsunęła mi Scholastyka. I to chyba niezły pomysł, bo chociaż mój dawny ogród jest już w innych rekach i nawet nie wiem i nie chcę wiedzieć jak wygląda to wiele pomysłów tam zrealizowanych chcę wykorzystać w nowo zakładanym ogrodzie.
Tak więc miłośników ogrodu już wkrótce zapraszam tu


Serdecznie Wszystkich Pozdrawiam
Anula