środa, 30 grudnia 2009

Nasza Chata pod Wiatrakami XI

Święta w Chacie - Świąteczne dekorcje

Choinka w chacie

Jak to zwykle bywa śnieg jest wtedy, kiedy go nie chcemy, a kiedy by się przydał bo byłoby nastrojowo, biało, sankowo, łyżwowo, kuligowo, śnieżkowo no i w ogóle zimowo to go nie było nawet na lekarstwo. Tak wiec w święta było wokół błocko do tego padał deszcz. W Chacie przystrojonej choinką i stroikami, przy płonących świecach i palącym się ogniu pod kuchnią było przytulnie i miło.

Gwiazdki, które zawsze robię przed świętami i obdarowuję nimi znajomych,

a nauczyłam sie je robić w szkole podstawowej.


Przed świętami przymroziło nieźle – do -25˚C. Mimo trudnych warunków pogodowych jeździliśmy do Chaty niemal codziennie wioząc styropian i wełne mineralną do ocieplenia. Samochód mamy raczej niewielki, więc któregoś dnia mąż stanął w drzwiach mieszkanie z paką styropianu, która niezmieściła się do samochodu, pojechała następnym kursem, ale chwile trzeba było na niej utykać ;).
Usunięcie całej słomy ze strychu, naturalnego dotychczasowego ocieplenia, dało o sobie znać w czasie mrozów. Temperatura w chacie spadła do - 1˚C. Baliśmy się głównie o rurę z wodą i licznik. Niestety brak odpowiedniego zaworu uniemożliwiał całkowite spuszczenie wody przed zimą. Tak więc cała rura została owinieta kablem, który wykorzystuje się do ogrzewanie podłogowego i dodatkowo ocieplona specjalną osłoną. Na razie rozwiązanie się sprawdziło. Woda nie zamarzła.

Choinka z szyszek i aniołek zrobiony szydełkiem

to piękne dzieła tutejszych mieszkańców


Przed samymi świętami, jeszcze był śnieg, zakupiliśmy worek węgla! Ile może ważyć worek węgla, zwyczajny standardowy worek. Otóż 70 Kg. Dobrze że był śnieg, dzięki temu udało nam się przyciągnać go do chaty. Śmiesznie było! Sami z siebie się śmieliśmy. No i tak zabezpieczeni czekaliśmy na mroźne święta......które jak już pisałam wcześniej okazały się deszczowe. Spędziliśmy je na zasłużonym leniuchowaniu w ciepełku płynącym z kuchni, blasku choinki i laptopów ;-) oraz odwiedzajac i przyjmując sąsiadów i przyjaciół w realu i wirtualnie.

Pozdrawiam życząc szampańskiej Nocy Sylwestrowej!

Anula


Pachnący lańcuch, suszone pomarańcze i makaron pomalowany na kolorowo,

to bardzo pomysłowy prezent od moich siostrzeńców

poniedziałek, 21 grudnia 2009

Świątecznie i Tradycyjnie






Święta Bożego Narodzenia i depczący im po piętach koniec roku nastrajają mnie melancholijnie. Wracam wtedy wspomnieniami do minionych Wigilii, a także podsumowuje kończący się rok.

Dla mnie to najpiękniejsze ze Świąt bo towarzyszy im niepowtarzalna atmosfera. Zapach choinki i przygotowywanych ciast i potraw roznosi się po domu sporo wcześniej. Te wszystkie potrawy odmienne od tych jedzonych na co dzień. Wymagają sporo pracy i czasu, ale to w końcu tylko raz w roku.




Wspominając Wigilie sprzed lat ze smutkiem stwierdzam, że były one zupełnie inne. Poczynając od potraw, poprzez nastrój, a skończywszy na pustym miejscu przy stole, które nie było tylko symbolem. Często w Wigilię to miejsce było zajęte. Spędzaliśmy ten wieczór razem ze znajomymi, którzy z różnych przyczyn byliby skazani na samotność. W ten dzień, gdzie wszyscy zasiadają do wspólnej wieczerzy przy choince i dzielą się opłatkiem, nikt nie powinien być sam. Na wigilijną wieczerzę, każdy przygotowywał jakąś potrawę, były drobne prezenty, śpiewanie kolęd i rozmowy trwające długo w noc, bez pośpiechu. Potrawy też znacznie się różniły. U nas daniem głównym był karp smażony i karp w galarecie, śledzie na różne sposoby i potrawy z kapusty, obowiązkowo barszcz z uszkami lub zupa grzybowa, kluski z makiem i pyszne racuchy robione przez moja mamę. Oczywiście musiał być kompot z suszonych owoców, mający zbawienne działanie na żołądek, po tak sutej kolacji. Tutaj je się bardzo mało ryb, więcej różnych pierogów, kapustę z grochem, biały barszcz, ryż ze śliwkami.

Kiedy organizowałam pierwszą Wigilię w obcym dla mnie miejscu, z nową rodziną (rodziną mojego męża) szokiem dla mnie była Wigilia goniona. Rodzina do nas wpadła i wypadła, pobiegła na drugą Wigilie, albo przyszła z jednej Wigilii, u nas była akurat ta druga. Dla mnie to był szok. O godzinie 21.00 było po Wigilii i oczywiście większość jedzenia na stole. A ja się tyle naprzygotowywałam! Kolejne lata były podobne, aż do zeszłego roku, kiedy to Wigilię spędziliśmy u córki w Berlinie. Może nie było iluś tam potraw, zgodnie z tradycją, było trochę nietypowo, przy muzyce poważnej zamiast kolęd, ale atmosfera była wspaniała i ta Wigilia na pewno długo zostanie w mojej pamięci.

W tym roku mieliśmy spędzić Wigilię i Święta we dwoje w Naszej Chacie, być może nie bylibyśmy sami, może ktoś zapukał by do drzwi i chętnie posiedział z nami przy wieczerzy. Tego niestety, jeszcze w tym roku wiedzieć nie będziemy, z różnych względów, zostajemy w mieście, ale Święta zamierzamy spędzić w chacie. Ubrana Choinka tam na nas czeka.






Moja Tradycyjna Wigilia


Barszcz czerwony z uszkami ( lub /i ) zupa grzybowa z makaronem
Pierogi z kapustą i grzybami
Ruskie pierogi
Kapusta wigilijna na oleju z grzybami
Kapusta z grochem (specjalnie dla męża)
Ryba po grecku
Śledzik (dwa rodzaje)
Drożdżowe bułeczki z makiem/serem
Ciasteczka orzechowe i maślane
Kompot wigilijny do którego oprócz tradycyjnie suszonych jabłek, gruszek i śliwek dodaje figi, rodzynki, daktyle i morele

Z karpi zrezygnowałam, zresztą jakoś nie smakują tak jak dawniej.

Życzę WSZYSTKIM sympatykom mojego blogu dużo serdeczności i ciepła płynących z głębi serca. Niech ten Wigilijny Wieczór będzie tradycyjny, a Święta Bożego Narodzenia pełne sympatycznych spotkań.
Anula

Kartki od córki, która w tym roku spędza Święta daleko ode mnie.

piątek, 11 grudnia 2009

Nasza Chata pod Wiatrakami (10)



Prace nad skarpa, a właściwie nad jej zarysem czyli murkiem zostały zakończone. Całkiem fajnie nam to wyszło, tym bardziej, że murek ma zakola i przez to ciekawiej wygląda. Wiosną trzeba będzie trochę wyrównać i pewnie dosypać ziemi, bo ta z pewnością przez zimę się uleży i opadnie. Wstępny pomysł na obsadzenie skarpy już mam. Na dole wzdłuż murku chce posadzić funkie, a pomiędzy nimi jakieś kwiaty jednoroczne szałwie lub kremowe aksamitki. Na górze przy murku planuję róże zwieszające (okrywowe), trochę różnych iglaków, floksy, ubiorek, goryczkę i dużo ciemierników. Zdjęcia skarpy może uda mi się wrzucić w najbliższym czasie, bo gdy kończyliśmy było już ciemno, dni teraz takie krótkie.

Pokażę natomiast nasz już uprzątnięty ze słomy strych. Prezentuje się całkiem okazale. Po dokładnym posprzątaniu strychu, pomijając 3 wozy słomy wywiezione wcześniej, można powiedzieć,że wozów byłoby 4, tyle jeszcze słomy powygarnialiśmy z zakamarków. Część poszła w skarpę, większość jednak spaliliśmy.



Cały czas szukamy różnych rozwiązań wykończenia wnętrz i ostatnio doszliśmy do wniosku że będą to metody mieszane, tzn., tam gdzie ściany będą stawiane od początku będzie to ytong, tam gdzie pozostaną bele, zostaną po uprzednim uszczelnieniu obłożone albo rygipsem albo drewnem. Planujemy też sypialnię z antresolą, na której będzie miejsce na kwiaty i przytulny kącik do pracy przy komputerze lub na poczytanie.

Plany odnośnie pomieszczeń na dole sa następujące: salon z kominkiem, gabinet z biblioteką, garderoba, sypialnia, łazienka, WC, pomieszczenie gospodarcze oraz kuchnia otwarta na korytarz. Z dworu będzie się wchodziło do holu połączonego z kuchnią, żadnych wiatrołapów!!! Nie wiem dlaczego w większości planów jakie oglądałam był malutki wiatrołap ni to przedpokój ni to przedsionek. Obrócić się tam nie ma gdzie. Jeśli drzwi są szczelne, uważam takie pomieszczenie za zupełnie zbędne, a przy otwieraniu drzwi jak wpadnie do domu trochę nawet zimnego powietrza nic się nie stanie. Zresztą w poprzednim naszym domu wchodziło się bezpośrednio do dużego holu i zimno nie było.
Na strychu planujemy jeden lub dwa pokoiki, drugą garderobę i jakieś pomieszczenie na „niezbędne” nieużywane na razie rzeczy ;-).

W chacie ścieśniliśmy się do 2 pomieszczeń. Palimy w drugiej kuchni, nie tej dużej z piecem chlebowym, gdzie obecnie mamy podręczny magazyn. Mniej więcej 1/3 domu dawne boisko i pomieszczenie gospodarcze zamienione kiedyś na „pokoik” są przygotowywane do generalnego remontu. Będzie tu łazienka, sypialnia, garderoba, wejście na górę i cześć holu.
Pracy jest ogrom ale i zapału mamy wiele. Jagoda z Chaty Magoda, której bloga jestem wierną czytelniczką, wspominając czas kiedy zaczęli z Maćkiem swoja przygodę w głębokich Bieszczadach zacytowała taki fragment, który bardzo mi się spodobał, że pozwolę sobie też, go tu przytoczyć.

„Nie pamiętam, w której książce to przeczytałam. W posłowiu autor pisał, ze właśnie siedzi nad ukończoną książką a w kuchni jak co wieczór, jego żona zmywa naczynia. Zmywa je tak od trzydziestu lat. Każdego wieczora. Przez ten czas, gdyby zebrać te wszystkie gary i talerze to utworzyłyby wielką górę może wysokości Mount Blanc, może wyższą. I gdyby jego żona w dniu ślubu tę górę do umycia zobaczyła przed sobą to pewnie by za niego nie wyszła.Dobrze jest czasem za bardzo nie wybiegać w przyszłość, nie piętrzyć tych naczyń w swej wyobraźni!”

Mamy plany, ale nie wiemy jeszcze ile wyrzeczeń i pracy będą nas one kosztowały i to jest dobre. Jesteśmy już razem 8 lat przeprowadzaliśmy się już 2 razy, sami bez niczyjej pomocy, dużo innych przedsięwzięć już robiliśmy i patrząc z perspektywy czasu sami sobie się dziwimy, że daliśmy radę. Wierzymy, że i teraz się uda, i nie chcemy oglądać tej sterty „brudnych talerzy” tylko już te pozmywane.
Widok na skalniak zdjęcie zrobione z włazu na dach

Serdecznie pozdrawiam zaciekawionych naszą Chatą i blogiem :-)

poniedziałek, 23 listopada 2009

Nasza Chata pod Wiatrakami (9)



W sobotę, prace nad skarpą znacznie przyspieszyły, a to za sprawą silnej grupy, którą zorganizował sąsiad.W sumie pracowały 3 osoby plus nas dwoje i efekt od razu jest widoczny. Zniknęły zwały ziemi, skarpa powędrowała w górę, a mnie udało się nawet skosić trawnik. Zresztą co tu dużo opisywać wystarczy popatrzeć na zdjęcia!

Nareszcie widać zarys pomieszczenia gospodarczego

Większość ziemi jest już na skarpie


Do końca murka zostało niewiele



Skarpa od drugiej strony


-*-

Kiedy już szykowaliśmy się do odjazdu, usłyszałam miałczenie…. Dotychczas koty przechodziły przez naszą działkę, jeden nawet czasami leżał sobie w słońcu na progu boiska, ale gdy tylko podchodziło się bliżej uciekały. No wiec gdy usłyszałam to miałczenie to się zdziwiłam. Patrzę, a koło studni chodzi takie śliczne czarno-białe maleństwo i miałczy. Myślę sobie dam mu mleka bo akurat miałam świeżutkie od krówki. Ale jak wróciłam z mlekiem, po kotku śladu nie było. Chwile zajęliśmy się sprzątaniem narzędzi, aż tu znów słyszę miałczenie. Tym razem kotek był z drugiej strony siatki i z całych sił próbował przedostać się na naszą stronę. W końcu mu się udało. Przybiegł zadowolony jakby znał nas nie od dziś. Dostał mleczko. Wypił. Potem wszędzie za nami chodził. Dostał jeszcze mleka z krakersami, bo akurat nic innego nie miałam. Bałam się co będzie jak będziemy chcieli wyjeżdżać, ale kotek pokręcił się jeszcze trochę i tak jak się pojawił tak gdzieś znikł. Myślę, że to kotek od sąsiadów, dwa domy od nas, bo mają bardzo podobnie wyglądającego dużego kota, pewnie to mama tego malutkiego. Może jeszcze kiedy przyjdzie! Na wszelki wypadek zaopatrzyłam się w suchą karmę.
Przyszedł kotek wypił mleczko .......
Pozdrawiam serdecznie zaciekawionych moim blogiem
Anula

piątek, 20 listopada 2009

Nasza Chata pod Wiatrakami (8)


Na początku miesiąca aura nas nie rozpieszczała. Słońca było jak na lekarstwo. Szaro, mokro to i entuzjazmu do prac, które nam jeszcze zostały, nie było. Bo jak tu układać skarpę w błocie i strugach deszczu. Ostatnio jednak zaświeciło słońce i przez parę dni nadgoniliśmy znacznie prace nad skarpą. Wygląda na to, że wszystka zbędna ziemia się w nią zmieści. Budując skarpę wrzuciliśmy w nią znaczne ilości gruzu pozostałego po rozbiórkach, resztki słomy ze strychu, a także płyty pilśniowe, którymi wyłożone było jedno pomieszczenie. Na górze skarpy, mniej więcej na tej wysokości jak kończy się czarna folia tzw. kubełkowa, przewidziany jest nieduży tarasik, na który będą prowadziły drzwi z sypialni. Mniej więcej w tym miejscu są teraz drzwi od boiska. Dalej wzdłuż domu będzie chodniczek. Poniżej różne iglaczki. No cóż ja mam dar widzenia tego czego jeszcze nie ma, wiec to widzę. Widzę już nawet zwieszające się ze skarpy róże, bo róż chcę mieć w ogrodzie najwięcej.


Poniżej zdjęcie całej wymurowanej ściany i fotki z kolejnych etapów powstawania skarpy.





Skarpa jest już usypana wyżej, niestety było już ciemno i nie udało mi się pstryknąć fotki.
-*-



Ponieważ, chwilowo nic więcej w chacie się nie dzieje, chciałam napisać o ludzkiej życzliwości z jaką spotykamy się tu na każdym kroku i bezinteresowną sąsiedzka pomocą. Przykładów można by mnożyć. Parę dni temu usiłowaliśmy zdjąć, albo rozbić pokrywę ze starego od lat nieużywanego szamba, które wypadło akurat w środku skarpy. Sąsiad zza płotu widząc nasze zmagania przyszedł z młodym silnym człowiekiem, który w 5 minut rozbił płytę i było po kłopocie. W miejscu gdzie kiedyś mieszkaliśmy, takiej dzielnicy nowobogackich pod Krosnem, każdy z zza firanki patrzyłby na nasze zmagania, uda się albo nie uda, nikt by nie pomógł. Samochód z pustakami ugrzązł na mostku, za chwile był ciągnik i po problemie. Potrzeba nam było zaorać kawałek działki wydzierżawionej obok nie było sprawy. Dostałam też jabłek na przetwory i orzechy. Oczywiście najmujemy ludzi do pracy bo sami byśmy wszystkiemu nie dali rady, ale dużo jest takich miłych gestów spontanicznej sąsiedzkiej pomocy. Bardzo miłą rzeczą z jaką się tu spotkałam to pozdrawianie przez wszystkich, a zwłaszcza dzieci zwykłym Dzień Dobry. Przecież jak się tu pojawiliśmy to nikogo nie znaliśmy, a od pierwszego dnia, każdy kto przechodził ulicą nas pozdrawiał! Potem niektórzy przystawali, zagadywali i wyczuwało się życzliwość czasami zdziwienie ale nigdy wrogość czy antypatię. My również staramy się odnaleźć w nowej społeczności i tam gdzie to możliwe służyć pomocą czy radą, zdziwieni, że relacje te tak różnią się od dotąd spotykanych, oczywiście na PLUS.


Anula :-)

piątek, 13 listopada 2009

Minął ROK odkąd upiekłam pierwszy chleb



Przez ten czas bardzo rozszerzył się mój asortyment piekarniczy. Wypróbowałam całe mnóstwo przepisów, a na moim stole prawie zawsze gości chleb razowy, bułeczki lub jakiś chleb mieszany.
Chlebem nr 1 jest chleb razowy pszenno-żytni. Oryginalny przepis został zaczerpnięty z forum cin-cin, ale moje kompozycje często od niego odbiegają. Piekę zwykle dwie keksówki. Jedną po podzieleniu na 3 części mrożę. Ten chleb nie traci nic na mrożeniu, a przepis jest bardzo prosty, ale trzeba mieć zakwas.

Chleb razowy pszenno-żytni

Wieczorem: mieszamy ½ szklankę zakwasu z 1 szklanka wody, dodajemy po jednej szklance mąki razowej pszennej i żytniej. Zostawiamy na 12-16 godzin.
Następnego dnia. Oczywiście zaczyn musi ładnie urosnąć.
Dodajemy
1 i ½ szklanke wody (ja czasem mieszam pół na pół z maślanką, albo jogurtem, czasem też z serwatką)
1 łyżkę soli,
1 łyżeczkę miodu,
1 łyżkę oleju (daje olej ryżowy) i
4 szklanki mąki w większości razowej ( i tu następuje moja kombinacja czasami daje po 2 szklanki razowej pszennej i razowej żytniej (2000), czasami zamiast 1 szklanki razowej żytniej daje szklankę żytniej (500), lub zamiast 1 szklanki pszennej razowej, orkiszową razową. Natomiast zawsze staram się żeby była przewaga mąk razowych.
Po dokładnym , nie za długim, wymieszaniu ciasto ma rosnąć aż podwoi swoja ilość. Różnie to trwa w zależności od temperatury pomieszczenia 3-5 godzin, po wyrośnięciu, przekładam do 2 keksówek i dalej pozwalam rosnąć do brzegów foremek. Chleb w piekarniku już nie urośnie za wiele. Nagrzewamy piekarnik do 220 st. C wkładamy delikatnie chlebki, po 10 minutach zmniejszamy temperaturę do 200 st. C i pieczemy jeszcze 35 minut. Ja zwykle po włożeniu chleba ustawiam na pieczenie od dołu, po pół godzinie nastawiam na góra-dół, bez termo obiegu.
Zwykle posypuję chlebek czarnuszką, kminkiem i sezamem. Dno foremek smaruje olejem i posypuje drobnymi otrębami.
Chlebek jest ciemny lekko wilgotny, taki prawdziwy razowiec jakiego w sklepie się nie znajdzie. Pychotka.
-*-

Ostatnio moje wyposażenie piekarnicze wzbogaciło się o maszynę do wypieku chleba Moulinex XXL. Sama bym jej nie kupiła, bo z tego co się naczytałam do razowców i chlebów na zakwasie się ona raczej nie nadaje, zresztą sprawdziłam i rzeczywiście zmarnowałam słoik zakwasu, a chleby były do wyrzucenia, niestety. Okazała się jednak bardzo przydatna do wyrabiania chlebów jasnych, bułek, pizzy itp. Wykorzystałam ją też do zrobienia jabłkowej marmoladki doskonałej do naleśników. Trzeba było tylko trochę pokombinować z programami, najpierw trochę podgrzewałam jabłka, dolewając niewielka ilość wody wody i wlaczając program tylko do pieczenia tak gdzieś na 15 min. Potem po kolejnych 15 minutach wlączałam program na konfitury, który najpierw mieszając rozdrabnia jabłka, a potem podgrzewa, z tym, że po pół godzinie wyłączałam, odczekałam kolejne 15 min i wlaczałam ponownie już na cały program. Cukier dosypywałam w końcowej fazie.
Rewelacyjnie wychodzi w maszynie chlebek pszenny z ziemniakami, taki delikatny, jak to mąż koleżanki powiedział taka „syta bułeczka” i tak zostało.

Delikatny chlebek - „SYTA BUŁECZKA”
z dodatkiem pure ziemniaczanego - z maszyny




Składniki:
430 g maki pszennej
220 ml mleka
Drożdże Instant saszetka 7g odpowiada 25 g świeżych, a tu potrzeba 20g wiec trzeba ich dać troszke mniej (ze świeżych chlebek mi nie wyszedł urósł a potem opadł lepiej sprawdzaja się instant)
1 łyżka oleju
1 jajko (troszeczke zostawic do posmarowania chlebka)
1 łyżeczka soli
1 łyżeczka cukru
3 łyżki pure ziemniaczanego zalane wrzątkiem tak aby powstała dość gęsta masa, najlepiej wody dolewać stopniowo. Moga być oczywiście ugotowane i rozgniecione ziemniaki - jeden duży ziemniak. Można dodać dodatkowo łyżkę mąki kukurydzianej.

Wykonanie: Najpierw wlewamy mleko, olej, potem wsypujemy makę, sól, cukier, drożdże, jajko i ziemniaki. Program u mnie Nr 1. około 3 godziny i wyjmujemy taki chlebek. Jeszcze jedna uwaga, po ostatnim wymieszaniu ciasta wyjmuję mieszadła, po prostu reką je wyciągam i wygładzam powierzchnie chleba, smaruje jajkiem wymieszanym z mlekiem i posypuję czarnuszką, sezamem itp. Żeby upieczony chlebek ładnie wyszedł, po wyjęciu foremki z maszyny trzeba pokrecić mieszadłami od spodu, zwykle do bolców które są na stałe w foremce przywiera chleb. Po tym zabiegu chleb ładnie wychodzi, a od spodu są tylko niewielkie dwie dziurki.
Wspaniały do sera, dżemu czy miodu.

Pozdrawiam z Domowej Piekarni
Anula

środa, 4 listopada 2009

Nasza Chata pod Wiatrakami (7)

Witam


po dłuższej przerwie i pragnę uspokoić Wszystkich oglądających nasz blog i obserwujących remont chaty, że mur solidny, nawet bardzo solidny już STOI, jest fotka, jedynie Główny Budowniczy nie zgodził sie zostać ujawniony, w związku z czym prezentuje fragment ściany ;-). Niska podmurówka to przygotowanie pod pomieszczenie gospodarcze, w miejscu gdzie stoi pionowy bal będzie wejście do piwnicy. Całą ścianę postaram się pokazać w weekend. Może będzie też zarys skarpy.



Serdecznie Wszystkich pozdrawiam





Anula

wtorek, 20 października 2009

Nasza Chata pod Wiatrakami (6)






Wszelkie prace zostały na razie wstrzymane z powodu opadów deszczu, a potem śniegu. Spadło go ponad 30 cm! I leżał parę dni. Do tego był ciężki i mokry. Osiadając na gałęziach drzew i krzewów, którym nie opadły jeszcze liście, i stanowiły dodatkowe miejsce zaczepienia dla lecącego śniegu, potem jego naporem zginały się i łamały się jak zapałki. U nas złamała się duża gałąź starej jabłoni i gałąź kaliny u sąsiada wierzba.
Jak przyjechaliśmy pierwsze co zauważyłam to brak jakichkolwiek krzewów. Wszystkie leżały przykyte grubą warstwą śniegu. Dużej na ponad 2 metry leszczyny też nie było widać.


W Chacie


Chacie nic się nie stało. Stoi wsparta na pustakach, niczym dom na palach. Mamy jednak nadzieję, że do nadejścia tej prawdziwej zimy, uda nam się dokończyć prace murarskie, czyli podmurówkę. Na fotkach nie widać jeszcze fundamentu, który udało się wylać przed nadejściem niespodziewanej zimy, a także datkowego wsparcie, które stoi już na fundamencie w lewym rogu.


Kotki na razie nie namy, ale łapki na myszy pracują pełna parą, do tego okazało się, że jakąś dziurą pod domem dostaje się do części gospodarczej kot od sąsiada, na strychu, gdzie zostało jeszcze trochę słomy mieszkają tchórze, których postanowiliśmy nie wymeldowywać do wiosny, potem niestety (dla nich) muszą poszukać sobie innego mieszkanka. Myślę że tej zimy „razem” pokonamy myszy.








W ogrodzie




Na razie śnieg wstrzymał wszelkie prace. Może uda mi się posadzić jeszcze maliny i jeżynę bezkolcową, poszukuję też porzeczko-agrestu, jego owoce sa dla mnie rewelacyjne. Udało mi się natomiast posadzić pierwiosnki, goździki i gęsiówkę kaukaską otrzymane od sąsiadki a także kilkanaście róż.
Po ostatnich opadach mogliśmy sprawdzić działanie położonych ostatnio dren. Okazało się że pracują bardzo dobrze.
Poniżej ogród w śniegu i rabatka kamienno-iglakowa wokół starego pnia, obecnie osadzona różowymi i białymi różami okrywowymi .




Pozdrawiam cieplutko Anula

piątek, 2 października 2009

Nasza Chata pod Wiatrakami (5)

Witam po dłuższej przerwie spowodowanej trochę moim przeziębieniem, a trochę odwiedzinami dzieci. A tu sporo się wydarzyło i nie wiadomo od czego zacząć. Więc może po kolei.

Obiecane zdjęcia starego misia


W chacie
Nasza chata, a właściwie jej jeden róg wisi w powietrzu. No może niezupełnie bo jest podparty na pustakach i belce, ale fundament, który wcześniej podtrzymywał dom, a potem już nie, bo się odsunął, został rozebrany. Były to właściwie kamienie i glina, tak kiedyś stawiano domy. Za pierwszym fundamentem jest jeszcze drugi stanowiący jednocześnie ścianę piwnicy, która znajduje się pod to częścią chaty. W miejsce starego fundamentu został wylany nowy fundament, a właściwie to na razie jego część. Druga część zostanie wylana po wymurowaniu podmurówki i wsparciu domu na solidnej podstawie. Jednocześnie przy tych pracach dom został podniesiony na specjalnej windzie, ponieważ w ciągu całego swojego żywota troszkę (10 cm) się zapadł, tzn. jedna jego strona, właśnie ta remontowana. Podobno nie jest to nic trudnego ani niezwykłego takie podnoszenie domu, dla nas jednak było to wydarzenie no i wzbudzało ogólne zainteresowanie sąsiadów.




Piwniczka



W chacie ostatnio rozszedł się zapach pieczonego chleba. Zupełnie przypadkiem udało mi się upiec chleb w starej kuchence gazowej bez termometru, na wyczucie! I co najważniejsze wyszedł. Chleby które ostatnio piekę trzeba nieraz kilka razy składać w trakcie rośnięcia, więc zabieram je ze sobą, potem w foremkach wyrośnięte wiozę do domu i tam piekę w elektrycznym piekarniku. Ale jeden się pospieszył i bałam się żeby nie opadł. Tym sposobem okazało się, że i w gazowym piekarniku można upiec ładny chlebek. Tak mnie zajęła Nasza Chata, że nie mam czasu ciągnąć wątku o pieczeniu chleba, może zima będzie więcej czasu, w każdym razie chleby piekę cały czas i niedługo już będzie rok jak się tym zajmuję.


Za oknem słońce świeci ładnie, ale wieje zimny wiatr, lecą liście, nie nadążam z grabieniem, to już oznaki jesieni. A w chacie pojawił się nowy problem – myszy! Siedzę sobie przy laptopie, a tu nagle wyskakują dwie zza lodówki. Wiadomo w drewnianym domu dziur wszędzie pełno, poza tym przychodzą tu jak do siebie w końcu ostatnimi laty nikt w chacie zimą nie mieszkał oprócz myszy i tchórzy. Trzeba będzie cos z tym zrobić bo z takimi lokatorami mieszkać mi się nie uśmiecha. Nawet mąż wielki przeciwnik kotów w domu, zaczął zastanawiać się nad poszukaniem jakiejś łownej kotki. Znaczy się sprawa jest poważna!

W ogrodzie

Posadziłam już wszystkie cebulowe – tulipany, szafirki, narcyzy, czosnki. Rośnie już też 5 borówek, truskawki i poziomki. Dwie moje rabatki powstały wokół starych pni i powoli się rozszerzają. Wokół jednego rosną różne igliczki obłożone kamieniami, poniżej iglaczków posadziłam róże okrywowe białe i różowe. Druga rabatka z lawendą w pieńku została obsadzona szafirkami , żonkilami i tulipanami. Tej jesieni chciałabym jeszcze posadzić maliny owocujące jesienią i jeżynę bezkolcową, a także trochę róż. Wokół domu zostało zrobione odwodnienie, powstał także nowy mostek. Tam gdzie był dotychczasowy został zrobiony nowy mniejszy tylko na wejście przez furtkę. Niestety nie ma tu jeszcze kanalizacji w związku z tym wody burzowe i nie tylko odprowadzane są foskami. Jak się okazało foski na wsi szczególnie w terenie pagórkowatym to powód do licznych sporów . Okazało się że ten problem nas również nie ominął, a dotyczy foski, która biegnie wzdłuż jednego boku naszej działki i tak naprawdę nie wiadomo do kogo należy. Do nas czy do sąsiadów obok. Nie obędzie się bez geodety.
Odwodnienie działki

Przyjaciel zza siatki :-)

Pozdrawiam Wszystkich Cieplutko!

sobota, 5 września 2009

Nasza Chata pod Wiatrakami (4)

Porządki, porządki, porządki

W chacie

Ostatnie tygodnie to rozebrana przybudówka i wywiezienie i spalenie siana i słomy zalegających na strychu domu i nad przybudówką. Po głębszych analizach stwierdziliśmy, że zmiany jakie byłyby konieczne aby zaadoptować ją do naszych potrzeb są zbyt duże. W sumie ekonomiczniej będzie po prostu pobudować nową. Chcemy żeby dom był w kształcie litery L i właśnie w tym miejscu w oparciu o pozostałe fundamenty możemy go powiększyć. Przybudówka stanowiła zupełnie oddzielne pomieszczenie nie połączone z domem, była też znaczna różnica w poziomach podłóg.
Po rozebraniu przybudówki okazało się, że okno zostało tylko z obu stron zabite deskami i oczom naszym ukazało się całe okno z szybami! Za jedną z desek włożony był pieniążek 50 gr z 1957 ! Zbieg okoliczności!? To mój rok urodzenia! W innym miejscu w domu, spod tynku wypadł przedwojenny, z 1934 roku, niemiecki pfening! Czas rozbiórek mamy więc już za sobą wypadałoby zająć się tworzeniem.


Siano i słoma na strychach służyły i służą do dziś w wielu domach jako ocieplenie. Nie jest to dobre rozwiązanie bo przyciąga zwierzęta, u nas mieszkały tchórze, a co najważniejsze jest łatwopalne. Jedyna zaleta to taka że nic nie kosztuje, a niepalna i nieakceptowana przez gryzonie i inne stworzenia wełna mineralna kosztuje, nie wszystko jednak da się przeliczyć na pieniądze w tym własne bezpieczeństwo. Dzięki wielkiej uprzejmości i pomocy sąsiada 3 wozy słomy zostały wywiezione w pole i spalone. Większość słomy po zbiorach jest teraz palona.


We wsi w której mieszkamy wśród najbliższych sąsiadów tylko jedni maja 2 krowy! Stamtąd pochodzi też pyszne mleczko które kupuję. Do mojego domowego chlebka doszedł domowy serek i masełko.
Ogień pali się pod kuchnią, na stole chleb, masło, ser i …… laptop, a obok mnie siedzi znaleziony na boisku stary misiu, któremu dopiero co przyszyłam głowę. Może mi ktoś nie wierzyć ale jest naprawdę super!
Zdjęcie misia na pewno wkleję, a tymczasem kuchnia z drugiego pomieszczenia.



W ogrodzie

Borówki zostały już posadzone, znalazłam też wykorzystanie dla starego trochę już spróchniałego pnia – posadziłam w nim lawendę, wokół powstała całkiem ładna rabatka z azalią, pierisem i berberysem. Miejsce wcześnie wyłożyłam włókniną, potem poukładałam kamienie. Zaczyna też już ładnie wyglądać przed domem. Posadziłam derenia, skoszona juka ładnie odbiła, znalazłam też w trawie tawułki, rośnie już ładnie posiana trawa, a w koszyku kwitną chryzantemy. Zgromadziłam już trochę cebulek tulipanów, hiacyntów i szafirków, sporo cebulek tulipanów znalazłam też przy przekopywaniu rabatki i przesadzaniu irysów których było tu najwięcej.


Najbardziej cieszy mnie to, że jest tu mnóstwo kamieni tzw. łupka, cały dom jest na fundamencie właśnie z łupka. Jest to idealny kamień na skalniaki i inne kompozycje. Ja wprost uwielbiam taką kamieniarską pracę, niestety moje ręce czasami nie, więc muszę uważać z większymi kamieniami.




Chyba znaleźliśmy pomysł na ogrodzenie przy wykorzystaniu prostokątnych gazonów zamiast murków. W gazony wsypuje się żwirek albo kamienie, można też posadzić jałowce, a najważniejsze, że sprawdzaja się przy nierównym terenie. U nas spadek pomiędzy jednym końcem działki a drugim wynosi około 2-3 m.


Serdecznie pozdrawiam, Wszystkich TU Zaglądających i zapraszam za niedługo na następny wpis.


Anula








niedziela, 16 sierpnia 2009

Nasza Chata pod Wiatrakami (3)


Nasza chata podoba nam się coraz bardziej. Bale okazały się w większości zdrowe, jak również konstrukcja dachu, która wygląda na solidną. Mamy już wizje jak będzie wyglądał środek, co do ogrodu koncepcja rodzi się spontanicznie. Chciałabym też od tego momentu opisywać oddzielnie prace w ogrodzie i w chacie.

W chacie

Powoli dobiega końca sprzątanie i wyrzucanie (lub oddawanie) niepotrzebnych rzeczy. Na koniec pewnie trzeba będzie zamówić kontener, żeby wyrzucić resztki papy, płyty którymi obłożone były ściany w środku, szkło, plastiki i inne śmieci. Aż dziw bierze ile tego znajduje się w tak niewielkim w końcu domu. Sporo odpadów udało się zutylizować w wielkim dole-kompoście który został wykopany na samym początku. Pochłonął on już stertę skoszonej trawy, kilka taczek pozostałości po szopce głównie trocin i ziemi oraz całą zawartość dołu który odkryliśmy pod podłogą pokoiku, gdzie wcześniej był chyba chlewik i obórka. Ktoś miał „wspaniały” pomysł aby to wszystko co zwykle znajduje się w takich pomieszczeniach plus jakieś resztki desek, butelki itp. po prostu zostawić w dole, z wierzchu przysypując tylko ziemią. Na to deski, na płyty tapetę i był pokoik. Nie muszę opisywać jaki zapach panował w tym pomieszczeniu. Pod płytami, którymi obite było pomieszczenie myszy miały idealne miejsce do zamieszkiwania.
Jednym z ostatnich pomieszczeń do sprzątania było boisko, gdzie oczywiście znajdował się głównie skład rzeczy niepotrzebnych oraz tzw. sąsieki, wielkie skrzynie w których przechowywano zboże. Niespodzianką okazało się znalezienie żaren do domowego wyrobu mąki. Kamienie będzie można wykorzystać w ogrodzie. Pewnym problemem okazały się znaczne pokłady słomy na strychu, mającej służyć zwierzętom i do ocieplenia. Wieś jest już bardzo nowoczesne i nikt prawie krowy i innych zwierząt nie chowa. Są nieliczne wyjątki, ale słomę mają swoją. Kompost niestety takiej ilości nie pochłonie. Trzeba będzie pomyśleć co z tym fantem zrobić. Spalenie na działce nie wchodzi w grę.
Z przyjemniejszych rzeczy to pierwszy raz napaliłam w kuchni, akurat był chłodniejszy dzień i ciepełko z kuchni i trzask palonego drzewa były bardzo przyjemne, a kociołek z wodą szybko się nagrzał.
Mamy też w chacie Internet, więc jak pada można m.in. pisać bloga.



W ogrodzie

Zrobiłam pierwszą rabatkę. Mając za sobą spore doświadczenie w urządzaniu i uprawianiu ogrodu tym razem postanowiłam nie przesadzać z kwiatami, jedynie sprawdzone i lubiane przeze mnie kwiaty, w końcu to mój ogród i chociaż miałabym narazić się miejscowym miłośnikom kwiatów wytępię na działce cały łubin i na pewno nie będę miała pelargoni (wyjątek stanowi miniaturowa angielska). Myślę o posadzeniu dużej ilości krzewów i iglaków o różnym ubarwiniu, które nadadzą ogrodowi charakter. Kwiaty będą tylko akcentem. Na pierwszej rabatce posadziłam tuję trzmielinę, które sama wyhodowałam, pięciornika, hibiskusa białego, guzikowca i wrzos. Mamy też pomysł na kompost, właściwie to pomysł męża. Ponieważ kompost jest dosyć duży i wysoki na jaki na jakieś 40-50 cm i nie może oszpecać działki swoim wyglądem przysypiemy go ziemią i posiejemy trawę. Z czasem pewnie trochę osiądzie, ale to nic. Jeśli w przyszłości coś się w tym miejscu posadzi na pewno będzie rosło jak burza. Gdzieś z boku powstanie pewnie mały kompost na bieżące odpady.
Anula