czwartek, 28 marca 2013

Bez Świąt



Święta bez świętowania, więc fotki też nie będzie. Nie ma dekoracji, pieczeni, pasztetów, 5 ciast, bab wielkanocnych, zajączków, kurczaków, pisanek, baranków, święconek , wizyt, gości, sprzątania, przed i poświątecznego, krzątania, a przede wszystkim nie ma nastroju. I nie chodzi o to co za oknem. Święta u mnie są odwołane, może będą w innym terminie.  „Lejdis” obchodziły Nowy Rok w lecie, więc cóż to szkodzi zrobić sobie święta, kiedy będzie inna atmosfera i w domu i na zewnątrz.  Święta mamy spędzić w drodze. M nie ma możliwości przyjechać w innym terminie, w Niemczech piątek jest wolny  wiec wyruszyć ma już dziś. Z Freiburga (pod francuską granicą) do mnie ponad 1400 km.  Chwilę odpocznie i droga z powrotem tym razem ze mną. Na wtorek musi już być w pracy.  Tak więc święta będą praktycznie w samochodzie.  Na powitanie M po  długiej nieobecności mam upieczone chlebki, sól też zakupiłam, bo akurat się skończyła. Więc chlebem i solą mogę przywitać.  Poza tym ruskie pierogi bo lubi, ciasteczka , wiatraczki, upiekłam na drogę, no i jeszcze sernik wiedeński z makiem (moja wersja sernika bo wiedeński zwykle bez maku jest z tego co wiem) i zapomniałabym żurek  i biała kiełbasa jeszcze jest. Kolację przy świecach z łososiem i serami w roli głównej jeszcze przewiduję i bób na przystawkę  (z rydzami ma być).No i to już naprawdę wszystko. Oczywiście wino czerwone wytrawne  koniecznie. Po prostu Święta się nam przyspieszą o dwa dni. I to będą nasze osobiste święta. Nie widzieliśmy się od pół roku,  poza skypem oczywiście.

Wszystkim życzę Wesołych,
ale nie przepracowujcie się za bardzo, dajcie na luz, nawet natura nam sprzyja no bo, kto by mył okna w taką pogodę. No chyba że musi, jak już musi to trudno.

PS. Grudniówka u mnie kwitnie na całego, śnieg za oknem, więc może jest jakaś zmiana Planu ;)

Moje dekoracje świąteczne są tutaj :)


wtorek, 26 marca 2013

Zielonego mi brakuje :(

I to nie tylko tego za oknem, które nadal przykryte grubą warstwą śniegu, ale jak to na wiosnę organizm spragniony jakiejś zieleniny do zjedzenia. Próbowałam poratować się nowalijkami, ale po pierwszej próbie i zatruciu, jakiego nie pamiętam, odpuściłam. Kto wie na czym to wszystko jest pędzone. Posadziłam do doniczki cebulki i szczypiorek mam już całkiem spory. Pierwsze plony rzeżuchy też już skonsumowałam :). Teraz hoduje kiełki. I nie trzeba do tego specjalnego pojemnika, który niepotrzebnie zajmuje miejsce. Wystarczy parę słoików przykrytych gazą. Dwa razy dziennie trzeba je przepłukać przegotowaną zimna woda i po 3-4 dniach można wykorzystać do kanapek, twarożku, sałatek. Kilka dni można takie wyrośnięte kiełki przechowywać w lodówce w pojemniku lekko zamkniętym. Ja robiłam Mix kiełków w jednym słoiku.


Odkryłam, też w zamrażalniku bób, który zamroziłam jesienią i znalazłam przepis, który mi się spodobał. Zwykle dodawałam taki bób do warzyw z wody polanych masełkiem. 
Bób z czosnkiem i cebulką
Zamrożony bób wkładamy do naczynia z ciepłą wodą i po paru minutach łatwo zdejmujemy z niego skórkę. Dlatego lubię wykorzystywać bób mrożony, świeży trzeba by najpierw obgotować.
Na patelnie dajemy łyżkę oliwy z oliwek, drobniutko pokrojony spory ząbek czosnku i jedną też drobno pokrojoną cebulkę. Lekko podsmażamy, żeby cebulka się zeszkliła, następnie wrzucamy bób, (ja miałam około szklanki obranego bobu), dodajemy szczyptę soli i 1/2 łyżeczki curry. Dusimy podlewając od czasu do czasu łyżką wody, żeby się nie przypaliło, jakieś 20 minut. W każdym razie tak żeby bób był miękki. Można takie danie, a właściwie przystawkę zrobić z boczkiem lub długo dojrzewającą szynką, albo z kurkami. 

Spróbowałam i za chwile został pusty talerzyk. Pychotka. Polecam.
Bób to mało doceniane warzywo na naszych stołach, mimo, że znane od bardzo dawna. Jest bogaty w witaminy z grupy B szczególnie B1 i B2 i jest zasadotwórczy. No i jest zielony :)
Pozdrawiam ciepło.


piątek, 22 marca 2013

Wiosno! Gdzie jesteś?

Normalne to nie jest, żeby o tej porze tak było za oknem


Już śnieg zaczął topnieć, już miejscami zaczęła wyglądać trawa, a tu masz. Wczoraj wieczorem otworzyłam drzwi, żeby koty wypuścić, a tu biało. Oczy przetarłam, myślałam, że może za dużo przy komputerze siedzę ale nie pomogło. Koty też  zrezygnowały z wyjścia. Lepiej patrzeć przez okno.


Nie wiem, Ziemia nam się "przebiegunowała" i mamy tu teraz biegun zimna, no bo już nie wiem co o tym myśleć. Białego koloru mam już dosyć. Wiosno gdzie jesteś ? 
Pamiętam taka bajkę z dzieciństwa  "Gdy słoneczko zaspało". Była to bajka do wyświetlania na ścianie. Zwierzęta zebrały się i wyruszyły szukać słonka. W końcu znalazły Słonko, całe zaspane. Wymyły go, wytarły i Słoneczko, wdzięczne zaświeciło, a zwierzęta po promyku zeszły na ziemie. Taka mniej więcej była treść bajki. Ale takie rzeczy to tylko w bajkach.  My niestety musimy jeszcze poczekać, aż te pierzyny na górze przestaną trzepać, a może należałoby je wymienić na takie z anilany ;)
Miłego dnia
Anula


piątek, 15 marca 2013

Zima, żeby już się skończyła

Właściwie to nie mam nic przeciwko Zimie, nawet w sumie wolę ją od gorącego lata, ale ta zima dała mi się szczególnie we znaki. Po pierwsze dlatego, że byłam sam, mąż od prawie roku poza domem, zarabia na chleb i dokończenie remontu na obczyźnie bo u nas się nie da, po drugie bo rzeczywiście zima była dość nietypowa. Śnieg pojawiał się i znikał, kilkakrotnie padał marznący deszcz, prawie cały grudzień wiał wiatr, a słońca było jak na lekarstwo. Chociaż był i bajkowy krajobraz, kiedy spadł mokry śnieg i oblepił wszystko białą kołderką. W jedną noc na ogrodzeniowych słupkach pojawiły się "białe lampy". Niestety nie chciały świecić w nocy :(.
Poza tym śnieg był bardzo ciężki, mokry i trzeba go było otrząsać  z krzewów i iglaków żeby się nie połamały.






Całą zimę walczyłam z soplami, które osiągały długość ponad pół metra i w pewnym momencie zaczęły zagrażać linii telefonicznej. Bałam się też, że jakby taki ciężar spadł na kota, to lepiej nawet nie myśleć co by było. Tak więc może to niektórym wydawało się dziwne, ale obchodziłam dom z długą tyczką i strącałam pojawiające się sople.

Mimo wszystko przez całą zimę nie odgarnęłam tyle śniegu, i nie dostałam tak w kość, co przez ostatnie dwa dni. To już chyba można by było liczyć na tony. Kiedy doszłam do końca odśnieżania ścieżki prowadzącej do domu, początek był już zasypany. Pomagała w tym wielka kurzawa. Tumany lekkiego śniegu przenosiły się błyskawicznie tworząc w krótkim czasie wielkie śniegowe wydmy. Pierwszy raz odkąd tu mieszkam nie dojechał listonosz, ani samochód z pieczywem. Nie było też pługu. Pewnie zostały skierowane na główniejsze drogi. No i w sumie jakby to był środek zimy to bym się nie dziwiła, ale ja tydzień temu grabiłam trawniki, i oglądałam wychodzące z ziemi żonkile, pierwiosnki i przebiśniegi,  a teraz leżą tam miejscami metrowe zaspy. 



 Zasypana studnia
Zdjęcia nie są zbyt dobre bo bałam się o aparat, cały czas sypało.

Po dwóch dniach sypania i wiania, a także wylądowaniu w fosach kilku samochodów, wieczorem przejechał ciężki sprzęt i odśnieżył drogę. Wracamy do cywilizacji. No i niech ta wiosna się w końcu obudzi :)

Pozdrawiam
Anula