środa, 3 listopada 2021

Migranci

Dawno nie pisałam. Układałam sobie jakieś wpisy w głowie, a potem... no jakoś tak  się składało, że  zabrakło motywacji, nie wiem sama czego. Pewnie ten temat też by się nie pojawił na moim blogu, gdyby nie to, że nie dotyczy tylko mnie. Może ktoś przeczyta, może się zastanowi.

 Nie mogę zrozumieć działania polskich władz w sprawie migrantów. Zachowujemy się pod tym względem gorzej niż władze białoruskie, które ten proceder spowodowały. Wiadomo, że Białoruś nie graniczy z żadnym z krajów będących krajem migrantów. Prosty jest więc wniosek że są oni tam przywożeni zwabieni bezproblemowym dostaniem się do krajów Unii. Być może, a nawet na pewno nie przypuszczają  co może ich czekać. Jaką gehennę zgotuje im nie tylko kraj, który ich zwabił w tę pułapkę, ale kraj, który nie chce ich przyjąć i odbija jak piłeczkę pingpongową na drugą stronę siatki tyle że kolczastej. A drogi powrotnej dla nich nie ma. Władze białoruskie nie przyjmą ich z powrotem. Co najwyżej przerzucą na inną granicę np te z Litwą. Czy pozostaje dla nich tylko bezimienna mogiła w lesie, bo wielu z nich nie posiada nawet dokumentów potrzebnych do identyfikacji bo zostały zabrane przez władze Białorusi. 

Był okres, kiedy prawie codziennie słyszało się o łodziach na których migranci dopływali do wysp włoskich czy greckich. Wiele z tych łodzi zatonęło, ale czy ktoś słyszał, żeby wsadzano ich na łodzie i odsyłano z powrotem. Na niechybną śmierć. Nie. Ja nie słyszałam. Najpierw się nimi zajmowano. Ratowano. Wypływając nawet w morze, kiedy widziano tonące łodzie.

Nie mogę zrozumieć, kim trzeba być, żeby tygodniami patrzeć na grupkę biednych, sponiewieranych, głodnych ludzi, znajdujących się na wyciągnięcie ręki i nie udzielić im pomocy. Zwierzęciem? Nie. Zwierze potrafi być bezlitosne tylko wtedy, gdy jest głodne.

Mnie kojarzy się to z czymś zupełnie innym, ale zostawiam to pytanie bez odpowiedzi.  

Polskie władze zorganizowały transport humanitarny, żeby pomóc władzom białoruskim w opiece nad migrantami. Może mi ktoś odpowiedzieć, gdzie tu jest logika? Jeśli władze białoruskie ściągają migrantów, oczywiście za pieniądze, żeby stworzyć na granicy z Unią problem uchodźczy  to nie są zainteresowane udzielaniem tymże pomocy na swoim terenie. Ale my jako pełni "serca"oferujemy pomoc i ... umywamy rączki. Nie nasz problem.

Teren ma pograniczu został zamknięty. W sumie jest to głupota bo uchodźcy pojawiają się w centralnej Polsce i na granicy z Niemcami i nie ma nad tym procederem żadnej kontroli, ani rzetelnej informacji bo dziennikarze nie mają do przygranicznego obszaru dostępu.   Uchodźcy pojawiają się i znikają przepychani z powrotem na ukraińską stronę, czasem nawet po udzieleniu pomocy, to procedura " push back", po angielsku lepiej brzmi i może nie każdy zrozumie o co chodzi. Czy nie jest to nieludzkie. I znów umywamy rączki. Nie nasz problem. A przecież zdajemy sobie sprawę, że za tą granicą nic dobrego tych ludzi nie spotka bo panuje tam reżim i już z tego powodu Ci ludzie powinni u nas zostać. Biorąc pod uwagę, że uciekają ze swoich ojczystych krajów również przed reżimami, wojnami, głodem to już podwójny powód dla którego powinni zostać przyjęci.

 Ta pomoc powinna być stworzona przy pomocy innych krajów Unii na terenach przygranicznych, a w tym samym czasie powinna być zorganizowana szeroka akcja informacyjna w krajach skąd zwożeni są migranci, że nie tędy droga. To nie jest proste rozwiązanie, ale chyba jedyne słuszne. Być może część migrantów nie spełnia warunków do udzielenia azylu, ale żaden nie powinien zostać wypychany z powrotem na białoruską stronę.

Naprawdę tak trudno uwierzyć,  że żołnierz pogranicza uzbrojony, najedzony, ubrany mogący po zejściu ze służby wyspać się w normalnym łóżku patrzy cały dzień na grupkę brudnych, głodnych, bezbronnych ludzi i co? I nic?

Chcemy budować mur na granicy, a nie stać nas na przyjęcie tych ludzi  i zorganizowanie pomocy. Nie bójmy się, że będą chcieli u nas zostać. Świat się zmienia, nic już nie będzie tak jak dawniej. Wszyscy powinniśmy stanąć ponad podziałami religijnymi i zwyczajowymi i starać się wypracowywać coś na kształt wielokulturowości. To co nie do pogodzenia zostawmy głęboko a to co wspólne na wierzchu. Zawsze znajdzie się wariat, który zacznie nagle strzelać na jarmarku Bożenarodzeniowym, ale ci co koczują w lesie to nie terroryści. Terrorysta jak będzie chciał to przyleci do naszego kraju samolotem, pierwszą klasą i zrobi co mu każą. Ale jeśli dużo więcej ludzi umrze na granicy, szczególnie gdy dookoła szerzy się pandemia. Jeśli jakiś fanatyczny buntownik zechce ich pomścić? Nie prowokujmy,  dobro odpłaca się  dobrem, a zło złem.

Czytałam ostatnio historię imigranta, który dostał już wcześniej azyl w Austrii, a teraz przez zaoferowaną przez Białoruś drogę miała przyjechać do niego matka. Przeleciał z Austrii do Polski jej szukać. Jak na razie niczego się nie dowiedział. Inny przykład: rodzina z Syrii od miesiąca czeka na przysłanie im ciała syna i męża, dwudziestokilkuletniego chłopaka, który zmarł już po polskiej stronie. Każda rodzina, każda osoba przedzierająca się przez te graniczne lasy to oddzielna historia. To trauma tych ludzi, którą porównać można tylko do przeżyć z wojny lub kataklizmów. Ale tu nie ma kataklizmu, nie ma wojny. Są dwa państwa jedno bez serca bo wykorzystuje ludzką tragedię,chęć poprawienia swojej sytuacji życiowej,  a drugie ?

Czy ktoś pamięta historię uchodźcy idącego razem z synem. którego kopnęła węgierska dziennikarka? Uchodźca okazał się trenerem piłkarskim. Dostał azyl i pracę chyba w Hiszpanii, a reporterka kilkakrotnie przepraszała za swoje zachowanie. W naszym kraju też polityka nienawiści do migrantów zbiera swoje żniwo i tak naprawdę to ona jest wszystkiemu winna.

Przecież jest wiele lokali prowadzonych przez obcokrajowców, jest wielu lekarzy, którzy przybyli do nas z Iranu, Iraku, Jemenu itd. Są tutaj, założyli rodziny, zżyli się z lokalną społecznością, ale tak w ogóle, generalnie to jesteśmy przeciw. Chcielibyśmy tylko śmietankę, a mleko to nie tylko śmietana. Wiadomo będą problemy, ale to chyba lepsze niż mieć na sumieniu uchodźców, którzy zginą z głodu i zimna w Białowieskiej Puszczy, która słynąć będzie nie tylko z żubrów, ale i z krzyży. Nie tych starych, ale całkiem nowych.

Uchodźca, któremu pomożemy będzie nam wdzięczny, a ten który umrze w lesie, albo któremu umrze w tym lesie dziecko, albo żona , będzie na naszym sumieniu.

Anula


środa, 31 marca 2021

Takie sobie rozważania

 Rok temu o tej porze byłam w Niemczech. Pandemia się rozkręcała, chociaż każdy wtedy myślał, miał nadzieję, że nie potrwa długo. Dzisiaj przed kolejnymi świętami i po przeszło roku od rozpoczęcia pandemii  już wiemy, że nasze nadzieje były najbardziej płonnymi jakie mogły być. Pandemia jest z nami już drugie Święta Wielkanocne. Dalej błądzimy w tej pandemii jak dzieci we mgle i światełka w tunelu nie widzą nawet najwięksi optymiści. Są już co prawda szczepionki, ale na ile będą skuteczne tego na razie nie wiemy. Czy to jedno szczepienie nam wystarczy? Czy trzeba się będzie szczepić co roku.  Pandemia ma swoje skutki uboczne. Zamknięcie w domach nam nie służy. Im dłużej trwa stan ograniczeń, tym więcej pojawia się się skutków ubocznych depresji, apatii. Jesteśmy już po prostu zmęczeni. Pragniemy normalności i wolności. Nie wszystko może być on line. Nie da się zastąpić realnego życia wirtualnym. Kupowanie w sklepach on line nigdy nie sprawi nam tyle frajdy co przesuwanie ubrań na wieszakach czy przymierzanie butów w normalnym obuwniczym sklepie. Żeby być w pełni usatysfakcjonowanym trzeba dotknąć, przymierzyć. Ale to są rzeczy przyziemne. Mało ważne w obliczu prawdziwej tragedii. Braku bliskości z osobami chorymi. Chorzy na Covid umierają w samotności, odizolowani. Największym szczęściem w ich ostatniej drodze na drugą stronę może być  uścisk dłoni przez rękawiczkę i spojrzenie zza przyłbicy lekarza lub pielęgniarki, znajdujących  jakimś cudem chwilę dla pacjenta, inną niż pomoc medyczna. Wszystko to bardzo smutne. A jeszcze smutniejsze jest to, że na tej sytuacji niektórzy chcą coś ugrać. 

Jak napisałam wcześniej rok temu o tej porze byłam w Niemczech w małym miasteczku niedaleko Norymbergi. Opiekowałam się starszym panem, który parę tygodni wcześniej stracił żonę. Pan był przygnębiony po śmierci żony. Ożenił się dość późno bo około sześćdziesiątki ale spędził z żona 30 lat. Święta były jak każdy inny dzień, ale żeby choć trochę wprowadzić świątecznego nastroju kupiłam kwiaty i rozmroziłam ciasto, które znalazłam w zamrażarce. Okazało się, że ciasto upiekła jeszcze żona podopiecznego o czym oczywiście nie wiedziałam. Podopieczny się wzruszył, ale w sumie była w tym smutku odrobina radości.

Wtedy w tym małym miasteczku zaskoczyła mnie jedna rzecz zupełny brak  świątecznych dekoracji. Niemcy słyną z ozdabiania swoich posesji i w okresie świąt i w ogóle a tu nic, zero. Dekoracje z okazji świąt Wielkanocnych może ustępują trochę Bożenarodzeniowym , ale też są zwykle bogate. Drzewka udekorowane kolorowymi pisankami, wielkie zające stojące przed drzwiami i inne dekoracje. Brak dekoracji był  protestem przeciwko pandemii. Ciekawa jestem jak będzie w tym roku. Może dla odmiany będą dekoracje, żeby trochę ozdobić pandemiczną rzeczywistość. Nie wiem. Po zeszłorocznym maratonie 7 i pół miesiąca non stop pracy w Niemczech zrobiłam sobie przerwę. Czekam na szczepienie, a potem zobaczę. 

Brakuje mi podopiecznych, którym mogę pomóc i niemieckiego stylu życia. Może miałam szczęście ale w ciągu mojej czteroletniej pracy z w sumie  7 podopiecznymi tylko jeden raz miałam ochotę uciec już na drugi dzień po rozpoczęciu pracy. Ostatecznie jednak wytrwałam. Każde nowe miejsce to było nowe doświadczenie, nowe wyzwanie. Najdłużej bo w sumie rok czasu spędziłam w Hamburgu opiekując się samotnym seniorem lat 97, ale były też seniorki i małżeństwa. Zaczynając moją pracę jako opiekunka osób starszych zostałam rzucona na głęboką wodę bo trafiłam na osobę stosunkowo młodą (68 lat) ale z bardzo zaawansowanym alzheimerem. Było ciężko, ale rodzina była przemiła i pracowałam w tym miejscu przez 7 miesięcy zdobywając doświadczenie i ucząc się niemieckiego. Potem było już łatwiej bo język niemiecki przestał być problemem. Mimo, że wcześniej nie uczyłam się niemieckiego tylko rosyjskiego i angielskiego to obecnie niemiecki znam najlepiej i ciągle się go uczę. Mam nadzieję, że jeszcze pojadę do Niemiec do pracy. 

Przed zbliżającymi się Świętami Wielkanocnymi życzę Wszystkim spokoju i zdrowia. Przede wszystkim zdrowia.

Anula