poniedziałek, 26 stycznia 2009

Pyszne pieczywo do wszystkiego




Tak naprawdę to nazywa się Barbari (chleb irański) pod taką nazwą jedliśmy go będąc ostatnio w Berlinie. Chlebek był puszysty mięciutki z chrupiącą skórką . Znakomity jak świeży, ale można go było mrozić i potem podawać podgrzany w opiekaczu. Smakował zupełnie jak ten prosto z piekarni. No i ten niezapomniany zapach czarnuszki i sezamu.

Nie wiem czy to co jadłam w Berlinie odpowiada dokładnie temu co powinno się kryć pod nazwą, ale smakowało wybornie więc chciałam upiec taki chlebek. Przejrzałam chyba z setkę przepisów i okazało się ze pod ta samą nazwą mogą ukrywać się różne receptury. Począwszy od składu, a skończywszy na temperaturze pieczenia. Nie mam jeszcze na tyle praktyki w pieczeniu pieczywa, żeby wiedzieć gdzie tkwi błąd, że nie jest to dokładnie to co jedliśmy będą w Berlinie, ale może metodą prób i błędów w końcu uda mi się zrobić bardzo zbliżoną wersje tego chleba.

Na razie popełniłam trzy wypieki, dwa trochę podobne , tzn. środek był mięciutki, ale skórka za gruba, powinna być chrupiąca i cieniutka. Najbardziej ten chlebek przypominał rozchodzący się po mieszkaniu zapach czarnuszki. Trzeci wypiek to totalna porażka. Oryginalnie te chlebki są długie, płaskie i lekko pofalowane. Podobne można znaleźć jako fladenbrot lub pide, Ja robiłam okrągłe, bo praktyczniejsze i bardziej podzielne. Przepis podam jak uda mi się go dopracować.
Pierwsze zdjęcie (ściągnięte z internetu) przedstawia te kupowane w Berlinie, drugie to moje wypieki :-) .
Anula

poniedziałek, 12 stycznia 2009

Święta w Berlinie, Sylwester we Dwoje








To były, jak dla mnie, bardzo nietypowe Święta. Nie było przedświątecznej krzątaniny, generalnych porządków i wielkiego pieczenia i gotowania. Okres przedświąteczny i Święta spędziliśmy u córki męża w Berlinie. Trochę pobiegaliśmy po sklepach, jako że sporo jest rzeczy których u nas kupić nie można. Przynajmniej tu gdzie mieszkamy. Ze sklepów z artykułami gospodarstwa domowego i artykułami dekoracyjnymi trudno było mnie wyciągnąć. Odwiedziliśmy najelegantszy i najdroższy sklep czyli KaDeWe, który w tym roku udekorowany był bajkowo – dosłownie. Warto było zobaczyć ze względu na przepiękne dekorację, niekoniecznie robiąc tam zakupy. Wpadliśmy też na kawę po Irlandzku i tort na Potsdamer Platz oraz wypiliśmy grzańca na jednym z wielu, organizowanych w okresie przedświątecznym, kiermaszy. W sumie było miło, na luzie i bez pośpiechu, bez przymusu, że coś koniecznie trzeba zrobić bo bez tego Świąt nie będzie. Zgodnie z tradycją była choinka, sianko pod obrusem, opłatek, barszczyk, pierogi, ryba „po grecku” oraz kompot z suszonych owoców no i prezenty. A najważniejsze, że było rodzinnie i serdecznie. Jedynym minusem w naszym wyjeździe była podróż, którą umyśliliśmy sobie nie samochodem, a koleją i autobusem, niby miało być wygodniej, okazało się jednak niewypałem. Najwięcej zastrzeżeń mam do PKP, że w dobie internetu nie można biletu do Berlina zarezerwować tą drogą, a jedynie kupić na dworcu gdzie są kasy międzynarodowe, czyli od nas najbliżej w Rzeszowie, a to przeszło 50 km. Wracając kupiliśmy sobie miejsca w tzw. kuszetce. Pociag jechał z Berlina do Krakowa calą noc. Upakowani jak śledzie, 6 osób w przedziale, nie można usiąść, tylko leżeć, straszna duchota, nie ma gdzie położyć bagażu, dla mnie koszmar. Nie było nawet porannej kawy, podobno kiedyś była. Pierwszy raz podróżowałam kuszetką i mam nadzieję że ostatni. Czy nie mogłyby być kuszetki 4 osobowe, nawet za dopłatą. Skostniała PKP nadaje się chyba tylko do odstrzału i niech to będzie jak najszybciej. Czy nie należy nam się za w końcu nie tak małe pieniądze podróż w lepszych warunkach? Na osłodę kolej w Berlinie i ta naziemna i podziemna funkcjonuje kapitalnie i przejechanie Berlina wzdłuż i wszerz nie stanowi większego problemu.
Nowy Rok spędziliśmy we dwoje przy lampce wina, eleganckiej kolacji i szampanie, oglądając zdjęcia i wspominając niesamowicie pracowity i obfitujący w różne nietypowe zdarzenia rok 2008.

Wszystkim którzy trafią na mój blog życzę aby ten nowy 2009 rok spełnił pokładane w nim nadzieje i oczekiwania.

Anula