piątek, 31 grudnia 2010

Na Nowy Rok :)

Dla Wszystkich Blogowych Przyjaciół
Klinij na link zamieszczony poniżej aby ją zobaczyć.


http://mojekartki.eu//card.php?pok=3c8c9b572478b45026430c5d4269b093

czwartek, 23 grudnia 2010

Święta i świąteczne wspomnienia


Przede wszystkim chcę podziękować Wszystkim, którzy zaglądają na mój blog, zostawiają miłe słowa, wykazują zainteresowanie, piszą maile kłaniam się nisko i pięknie dziękuje i składam świąteczne życzenia


Wigilii tradycyjnej i nastrojowej

Przy choince i kolędzie

Świąt radosnych i spokojnych

Miłych spotkań z bliskimi

Odpoczynku i radości

Chwili na refleksje

A Nowy Rok niech Wszystkich

Szczęściem darzy

Anula z Chaty pod Wiatrakami


Chciałabym też w ten świąteczny czas przytoczyć wiersz który napisał mój Śp. Wujek Stanisław w roku 1953 (jeszcze przed moim urodzeniem). Wiersz czytany był przy wigilijnej wieczerzy. Dla mnie to wyjątkowa pamiątka. Z wyjątkiem mojej cioci Marysi (na którą zresztą zawsze mówiłam po imieniu) nikogo nie ma już wśród nas. Myślę, że pamięta ten wiersz i będzie to dla niej miłe przeżycie. W nawiasie napisałam kogo dotyczyły poszczególne strofy, odnosząc pokrewieństwo do mnie.

Zapraszam zatem przenieśmy się do domu moich dziadków, jest rok 1953, wszyscy zebrani przy wigilijnym stole, a wujek czyta.



Zwierciadło

Przy Wigilijnym siedząc stole
Posłuchajcie co Wam powie
Paszkwil pióra Mikołaja
Który chwali albo łaja

Więc się nie dąsaj gdy przypadkiem
Poznasz siebie w wierszu cierpkim
Bo wiersz ten interpretuje
jak się każdy zachowuje

Dźwiga często wielkie kosze (babcia)
I jak może chwyta grosze
Wstaje zawsze pierwsza z rana
Przesuwa garnki i ogień rozpala

Jest to osoba najbardziej kochana
Lecz choć najmilsza, najskromniej ubrana
Obiady rzadko przy stole jada
Tylko najczęściej przy kuchni siada.

Jest to kobieta o duszy nieziemskiej
Najdroższa istota dobroci anielskiej
Lecz gdy ją kto bardzo zdenerwuje
Z braku słów ręcznie eksplikuje.

Druga osoba jest arcy zawadyjacka (dziadek)
Co dużo gada o byle cacka
Lubi często prawić morały
Albo wyjeżdża na okres cały.

Bo jest człowiekiem bardzo pracowitym
No i krasomówcą także znakomitym
A że potrzeby państwa rozumie
Uświadamia chłopów jak tylko umie.

Tylko my jesteśmy w wielkiej męce
Bo wciąż nam prawi impertynencje
Ale ostatnio bardzo się poprawiło
Więc życzymy sobie by się już nie odmieniło.

Jest także jedna bogini dama. (mama)
Co bardzo ładnie chodzi ubrana
Aby nabrała figury i cery
Radzę jej zwrócić się do Wenery.

Kobieta ta jest bardzo milcząca
W biurze poważna i dobrze pracująca
A co nas najwięcej absorbuje
To że wieczorami często flirtuje

A choć się tam pocałuje
To przecież nikt im tego nie żałuje
Niech się panienka nie boi nie sumituje
Lecz jak najszybciej ślubną wyprawę gotuję.

Następna postać olbrzymiej miary ( wujek – autor)
Bo lubi wdawać się w przykre sfary.
Osoba ta jest bardzo leniwa
Która dzień cały się wylegiwa.

 
Zdrowie ma zrekompensowane (renta)
Z tego powodu fachowe prace przerwane
O tej personie dużo bo można gadać
Ale z niektórych rzeczy nieprzyjemnie się spowiadać.

Z tego arcy poważnego grona (ciocia Marysia)
Wyróżnia się przemiła mała persona
Która ma zawsze coś do gadania
My chętnie słuchamy jej szczebiotania

Natomiast głowy jest urwanie
Gdy przyjdzie rozwiązywać zadanie
Duma wtedy godzinami
I dodaje pieniądze z piernikami

Lubi za to rysować pejzaże
Ja też jej sądzę że będzie malarzem
Chętnie również w chińczyka grywa
Bajka każda ja porywa!

Starałem się ażeby żadna persona
Nie była zbyt mocno skrzywdzona
Jeśli było coś złego
To proszę nie brać zbyt poważnie paszkwilu mojego

 
Podpisał
Departament Sprawiedliwości
Dziadek Mikołaj

24 XII 1953 r.



piątek, 17 grudnia 2010

Moje życie na wsi


Kiedyś ludzie uciekali ze wsi do miast za chlebem, za pracą, za lepszymi warunkami życia, dzisiaj ludzie z miast uciekają na wieś szukając spokoju, bliskości z naturą, inności. Dawniej emigrujący do miast niewiele ze sobą zabierali. W mieście zdobywali wykształcenie, zakładali rodziny, dorabiali się mieszkania, samochodu, domu. Dzisiaj na wieś ciągną ludzie, którym miasto i jego szybki rytm życia w gonitwie za pieniądzem nie odpowiada. Świadomie decydują się na pewne niedogodności życia na wsi w myśl twierdzenia coś za coś. Nie są jednak w stanie zmienić swojej mentalności i przyzwyczajeń do innego życia. Nigdy nie byli rolnikami. Nie siali, nie zbierali, nie hodowali zwierząt. Nie znają się na tym i znać się nie zamierzają. Ale są dużym potencjałem intelektualnym, który może kiedyś zostanie przez ludność wiejską zauważony. Kiedyś nie teraz. Na razie jesteśmy, obcy, inni, nie przystający do wiejskiej rzeczywistości, a jednak tu żyjący i stanowiący wiejską społeczność.


Przeprowadziwszy się na wieś zetknęłam się z wieloma problemami, które w mieście nie występowały. Szybko jednak zauważyłam, że oprócz dróg, których jakość ważna jest zarówno dla rodowitych mieszkańców wsi jak i tych napływowych, w końcu każdy jakiś tam samochód ma, innych wspólnych problemów brak. Ludzie tak żyją i to im nie przeszkadza, my napływowi jeśli nam się nie podoba, to nasz problem. Jeśli coś ma się na polskiej wsi zmienić to musi to wypłynąć z potrzeby ich rodowitych mieszkańców. Nie można nikogo uszczęśliwiać na siłę, ani wprowadzać swoich reguł gry. Tu karty rozdaje wieś i trzeba nimi grać jak się chce tu mieszkać. Jak się sprowadziłam na wieś miałam ambicje, żeby coś zmienić. Byłam nawet na jednym zebraniu wiejskim, pierwszym i jak mi się wydaje ostatnim. Nie mój świat. Przyszło mi żyć w warunkach wiejskich, ale mój świat jest za moją furtką. Poza nią jest inny świat, z którego mentalnością trudno mi się pogodzić, ale który muszę zaakceptować, chcąc tu mieszkać. Zawsze będę tu obca, nie znam historii mieszkających tu rodzin, ich konfliktów, sporów i prawdę mówiąc mnie to nieciekawi. Kto komu kiedy i za ile. Chcę mieć poprawne stosunki z sąsiadami, być pomocna i akceptowana na tyle na ile to możliwe. Oni jak będą chcieli zaakceptują moja inność, ja muszę zaakceptować ich bo to w końcu ja się tu przeniosłam ze wszystkimi konsekwencjami jakie ta przeprowadzka pociągnęła za sobą. Nie będę toczyć wojen o fosy, o zbyt szybka jazdę kierowców często bez prawa jazdy, o brak chodników, o brak tabliczki z napisem „Sołtys”, o schludne sklepy, o brak w kiosku gazety którą czytam, o to żeby dzieci chodziły lewa stroną drogi i żeby były na tej drodze widoczne. Nie będę bo nie chce usłyszeć że „przyjechała z miasta i się wymądrza”. Szkoda moich nerwów i zdrowia w końcu przeprowadziłam się na wieś żeby mieć święty spokój.

Dopiero teraz mieszkając na wsi prawie rok czasu zobaczyłam jak duże są różnice w mentalności, zachowaniu, życiowych priorytetach. Do czego przywiązuje się wielką wagę, a czego zupełnie się nie zauważa. Z drugiej strony ludzie na wsi mają swój honor i dumę i nie lubią jak obcy mieszają się w ich sprawy, wiec ja też nie będę. Mogę służyć pomocą i radą jeśli ktoś sobie tego będzie życzył i nic poza tym. Nie chce i nie będę się nikomu z niczym narzucać. Wydaje mi się nawet, że taka postawa zaczyna już procentować. Zyskałam życzliwość mieszkających wokół ludzi mimo, że w wielu przypadkach postępuję zupełnie inaczej niż oni, nie jest dla nich ujmą zwrócić się do mnie czy do męża o radę w różnych sprawach, chętnie pożyczam książki o tematyce ogrodniczej i nie tylko, księgozbiór mamy spory. Pomagamy jak ktoś potrzebuje  pomocy przy komputerze, na tym akurat się znamy, czy inną przysługę na miarę naszych możliwości. Lubię jak na herbatkę wpadnie sąsiadka.
 Wieczory na wsi trochę się dłużą, myślałam o stworzeniu Klubu Pań Wiejskich, spotykających na np. czwartkowych wieczorkach. Spotykały by się tam panie, które zjechały tu z różnych stron Polski i mogłyby na takich spotkaniach podzielić się własnymi doświadczeniami z różnych dziedzin życia. Z czasem na takie spotkania może zaczęłyby przychodzić i tutejsze gospodynie.
Można by wynająć salę w szkole, myślę że nie byłoby problemu, każda z pań przyniosła by coś z własnej kuchni. Takie nowoczesne Koło Gospodyń. Kiedyś kobiety na wsi spotykały się przy darciu pierza, może teraz przy herbatce i laptopie, którego znaczenie na wsi nie zostało jeszcze docenione. Może zrodziłaby się jakaś ciekawa inicjatywa. Ech pomarzyć. To się zdarza tylko w amerykańskich filmach.

Anula
kobieta miejska na wsi

poniedziałek, 13 grudnia 2010

Gwiazdki



Zawsze jak zbliżają się święta zaczynam robić papierowe gwiazdki. Właściwie to papierowe były one kiedyś, można było nawet w sklepach papierniczych dostać taśmy do ich wykonania. Największą gwiazdę zrobiłam dawno temu w pracy z papieru faksowego - zajęła całe okno!!! Dużym wzięciem cieszyła się w okresie przedświątecznym  taśma, dziurkowana około 2 cm szeroka (już zużyta) z dalekopisu (pewnie niewiele osób pamięta takie urządzenie) .Były w kolorze białym, niebieskim i różowym. Gwiazdki z tej taśmy powieszone na spinaczach ozdabiały biurowe choinki.
Teraz do robienia gwiazdek wykorzystuję wstążki takie jakich używa się w kwiaciarniach (nie może być za śliska i musi się dobrze zaginać). Najlepsza jest szeroka na 1,5 – 2 cm, ale można zrobić z każdej szerokości. Bardzo ładne są malutkie gwiazdeczki z taśmy szerokości 0,5 cm.

Jeśli ktoś chciałby zrobić taka gwiazdkę pokazuje instrukcje jej wykonania Wstążka jest po jednej stronie gładka myślę że pomoże to w składaniu


1.Ucinamy 4 paski o długości 80 cm i każdy składamy na pół

2. Wykonujemy plecionkę , może dokładnie tego nie widać, ale dwa końce wstążki wchodzą w środek złożenia.

3. 4.Ściągamy i zawijamy zaczynając od miejsca gdzie są dwa końce, i tak po kolei, jeden na drugi, a czwarty wsuwamy po spód


5.6. 7. Zaczynając od miejsca, gdzie nad paskiem jest pojedynczy pasek (nie złożony na pół) składamy po kolej 4 paski
8. tak wygląda gwiazdka po złożeniu 4 rogów


9. odwracamy gwiazdkę i to samo robimy po drugiej stronie



10. przekłądamy paski, tak żeby każdy położony był na tym rogu z którego wychodzi, na fotce 9 wstążka jest gładka po przełożeniu z wzorkiem. Paski należy tak zaginać aby nie przykrywały drugiego paska.



11.12. najtrudniejszy moment zrobienie pętelki, włożenie pod pasek wstazki i zaciśnięcie ( nie za mocno) 4 po obu stronach gwiazdki




Delikatnie obcinamy wystające końce i gwiazdka gotowa. Gwiazdkę można zrobić jako jednostronna, czyli pętle tylko po jednej stronie, Może wtedy służyć do ozdobienia prezentu gwiazdkowego. Spód dobrze wtedy zakleić przeźroczystą taśmą. Gwiazdki mogą też być piękna ozdobą świątecznego stołu.

Życzę pieknych kolorowych gwiazdek w każdym domu

Anula

poniedziałek, 6 grudnia 2010

Odporna na reklamę i zakupy


Ozdobione styropianowe kule – wstażki, pasmanteria plus szpilki, dużo szpilek


No może nie tak zupełnie, bo pokażcie mi kobietę, która nie lubi czasem zakupowo poszaleć, chociażby w szmateksie ;). Ja uwielbiam. Ale poszaleć zakupowo to co innego, niż dać się skusić reklamie na kolejną rzecz, która ma być nam „niezbędnie potrzebna”, a okaże się zupełnie bezużyteczna. Trochę takich rzeczy mam, niestety. Nie zawsze winna jest reklama, czasami brak odwagi by naoglądawszy się różnych rzeczy wyjść ze sklepu nic nie kupując. I ten wzrok sprzedawczyni, pełen wyrzutu. Pamiętam jak po zupełnie niepotrzebnym i nieudanym zakupie jakiejś torebki omijałam potem ten sklep parę lat nie patrząc nawet w jego kierunku.


Właśnie zbliża się przedświąteczny zakupowy szał i co zrobić żeby po jego zakończeniu nie pozostał nam wielki kac.

Mam słabość do ładnej porcelany, ale założyłam sobie z góry że będę miała tylko białą, wiec żadne inne mnie nie kusza, chociaż są piękne. Choinkę od lat ubieramy na złoto czerwono w związku z czym żadne inne trendy typu choinka na biało, fioletowo lub różowa mnie nie biorą i świąteczne kiermasze stroików i innych ozdób omijam obojętnie. Jakąś dodatkowa ozdobę co roku sama wykonuje w tym roku wykorzystując styropianowe kule zrobiłam 3 bombki (mogą być też ozdobą stołu).

 

Człowiek ma naturę zdobywcy i chyba dlatego z rozrzewnieniem wspominamy lata 80-te i zdobywanie towaru. Teraz to nas klientów trzeba zdobywać, a jednie szmateksy dają nam możliwość zdobycia towaru i nawet można zaobserwować, ze ustawiają się do nich kolejki. Paradoks? Inne sklepy muszą o klienta walczyć. Tysiące ludzi pracuje nad tym jak zachęcić nas do zakupu konkretnego towaru i to tak żebyśmy się nie zorientowali i jeszcze byli zadowoleni, chociaż w trakcie zakupów, potem to już nie ważne. Jak w kabarecie - „Będzie Pan zadowolony„ Katalogi i ekspozycje mamią nas pięknymi towarem tylko na obrazku! Najważniejsze to powiedzieć klientowi dużo i nic konkretnego zarazem, a że nie każdy musi się na wszystkim znać, nie zawsze wie o czym jeszcze powinien wiedzieć. Sprzedawcy są usłużni, natrętni wręcz. Nie cierpię, gdy tylko wejdę do sklepu, nawet nie zdążę się rozejrzeć, pojawia się usłużny ekspedient z tradycyjnym pytaniem „ w czym mogę pomóc?” Po za tym nie znoszę żadnych konkursów, punktów, znaczków, gratisów i temu podobnych zachęt do kupna, jeśli ktoś mnie chce zachęcić do zakupu może co najwyżej dać jakiś rabat i to wszystko. Chyba jestem trudnym klientem. Poza tym mam świadomość, że coraz trudniej znaleźć coś solidnego i porządnie wykonanego.


W cukierniach pełno ciastek, ale żeby zjeść dobre ciastko trzeba go sobie upiec, wędlin całe mnóstwo już nawet zabrakło pomysłów jak nazwać kolejny „rodzaj” szynki czy kiełbasy, w piekarniach półki uginają się od pieczywa, ale rzadko uda nam się kupić coś naprawdę dobrego i smacznego. Ceny rosną, a jakość maleje. Nie ma pewności że płacąc więcej otrzyma się lepszy towar czy tylko sprzedawca (właściciel) więcej na nim zarobi. Sklepy z ubraniami mimo, że pełne po sufit odstraszają ceną i wykonaniem, po markowy ciuch lepiej iść do szmateksu jest gwarancja, że po praniu nic się nie stanie, a jeśli nawet nie stracimy fortuny. Kupujemy pismo 200 stron, w tym 100 stron reklam, drugie tyle zdjęć, do czytania pozostało niewiele, luksusowy samochód stanie nam w nocy na bezdrożu, bo akurat elektronika nawaliła, zasięgu w wypasionej komórce brak i co, nikt Ci nawet nie pomoże „Kupiłeś sobie takie drogie auto to się męcz” pomyśli rodak mijając nas starszym modelem, który nawet zepsuty jakoś do najbliższej stacji obsługi się dotelepie. Taki mamy teraz świat lukrowany z wierzchu, a w środku chłam. Nawet markowe nowe, drogie ciuchy to już tylko nazwa, która nie ma nic wspólnego z Haute Coutre (krawiectwo na najwyższym poziomie), bo nie szyją ich krawcy o najwyższych umiejętnościach, a wykonywane są przez tanią chińską siłę roboczą. Wszystko zpsiało jak mawia nasz znajomy. Ostatnio chciałam kupić góralskie kapcie z prawdziwej skóry, a tu wszędzie skóra ekologiczna i straszne badziewie



Rogal nadziewany serem (przepis na ciasto jest tutaj)



I odnośnie zakupów przypomniało mi się takie zdarzenie sprzed lat. Razem z koleżanka z pracy często spotykałyśmy się na przystanku i razem jechałyśmy do , albo wracałyśmy z pracy i gadałyśmy o różnych babskich sprawach. Pewnego dnia koleżanka mówi „Anka, ale miałam wczoraj chandrę, i wiesz co poszłam na zakupy i kupiłam dwie bluzki”. „ No i co?” pytam „przeszło Ci?”. „ Nie, mam jeszcze większą bo wydałam kasę, która przeznaczona była na coś zupełnie innego”. Nie musze nadmieniać ze bluzki nie były tanie.

Ostatnio przekonałam się, że wydawałoby się taka zwykła tarka do ziemniaków może po prostu nie trzeć! Naprawdę! Ziemniak się po nie ślizga, robią się w nim rowki ale zetrzeć się nie da. Porównałam ze starą tarką o okazało się otworki w nowej tarce są źle rozmieszczone, poza tym tarka rozszerza się do dołu, natomiast otworów nie przybywa! Pozatym że ładnie wgląda, pożytek z niej żaden.

Tak więc w tym przedświątecznym szaleństwie zakupowym życze Wszystkim rozważnych i przemyślanych zakupów.

Anula


Worek na orzechy (może być na prezent) uszyty z aksamitu, w środku płótno




P.S.

W chacie na razie zastój, no może nie zupełny M pracuje na uruchomieniem ogrzewania centralnego, bo palenie w jednej kuchni jak przyjdą większe mrozy może nie wystarczyć. Jak zima nie odpuści wylewki na podłogi i rygipsy będą robione dopiero na wiosnę, znaczy to, ze zimą poleniuchujemy trochę ;). Będzie czas na poczytanie mam ochotę na ksiązkę Elizabeth Gilbert "Jedz, módl się, kochaj", a potem na film (w oparciu o książkę) z Julią Roberts. Ciekawe czy reklama znów ze mnie zakpi?! 


poniedziałek, 22 listopada 2010

O tym, o owym i trochę staroci pokażę :)

Prace w chacie się spowolniły i z racji naszego przeziębienia, najpierw mnie dopadły zatoki, teraz M przeziębiony a także dlatego tego, że do świąt i tak nie zdążymy więc stwierdziliśmy, że nie będziemy robić na siłę i daliśmy sobie trochę luzu. Tynkowanie i wstępne malowanie mamy za sobą, zostały też zrobione podłączenia wodne. Węże w kolorowych ubrankach (osłonach) biegną po podłogach, wygląda fajnie, ale o tym, już niedługo, w następnym odcinku Naszej Chaty.


Będąc trochę w niedyspozycji miałam nareszcie czas na poczytanie, nieduże bo oczy od zatok łzawiły i bolały, ale ponieważ niedosyt czytania miałam ostatnio ogromny, wiec chociaż trochę został zaspokojony.


Kiedyś moim ulubionym pismem był „Twój Styl”, potem „Zwierciadło”, „Sukces” od czasu do czasu kupuje „Przekrój” tylko po to żeby się utwierdzić w przekonaniu że to nie ten dawny Przekrój. Mam też zwyczaj kupowania pism na koniec roku, różnych, zwykle są w nich artykuły podsumowujące różne dziedziny życia i tych pism nigdy nie wyrzucam, lubię do nich zaglądać.

Pamiętam jak pewnego dnia moja córka Marta wpadła do domu wymachując nowym pismem. Mamuś mam dla Ciebie super pismo na pewno Ci się spodoba. Był to pierwszy numer miesięcznika Bluszcz. I rzeczywiście pismo od razu przypadło mi to gustu. Do tej pory jestem jego czytelniczką . Nawet zupełnie nieoficjalnie reklamuję go na swoim blogu. Przede wszystkim dlatego, że jest w nim co poczytać i nie szuka się artykułu pomiędzy kolejnymi stronami reklam, stron o modzie i urodzie, których we wszystkich pismach jest do znudzenia. Bluszcz to było to. Pierwszy numer przeczyłam od deski do deski, no może z wyjątkiem Bluszczyka dla dzieci ;) .

Dwa lata temu pod choinkę dostałam też od córki książkę Małgorzaty Kalicińskiej „Dom nad rozlewiskiem” z piękną dedykacją
„Mamusiu ta książka jest specjalnie dla Ciebie, bo Ty już miałaś tyle różnych swoich miejsc na ziemi, a nigdy nie wiadomo gdzie będzie następne, może w tej książce znajdziesz jakieś inspiracje na przyszłośc”.
Wiozło dziecko ta cegłę aż do Berlina, bo tam wtedy spędzaliśmy święta. Padło ofiarą reklamy, pięknej okładki i napisu na książce
„ Pełna ciepła, mądra opowieść o poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi”.
Nie czytała jej więc skąd mogła wiedzieć, że książka jest pełna wulgaryzmów, płytka, a mądrości w niej nie ma za grosz. Ponieważ ja czytałam akurat co innego, pierwszy tę książkę przeczytał mąż. Z trudem dotarł do końca, po czym zniesmaczony powiedział „ Wiesz Ty jej lepiej nie czytaj, Twój blog jest lepszy od tej książki no i prawdziwy. Ale komplement! Ponieważ mamy bardzo zbliżone reakcje i odczucia książki nie przeczytałam i inspiracji na przyszłość tez bym w niej pewnie nie znalazła, ale wiem gdzie jest moje kolejne miejsce na ziemi. Jest nim własnie Nasza Chata. Oczami wyobraźni widzę już wykończone wnętrza, przytulne, ciepłe, pełne pamiątek pokoje. Wiele rzeczy schowanych w kartonach na strychu znów znajdzie swoje miejsce i będzie cieszyć nasze oczy. A to niektóre z nich.


Stara misternie wykonana waga, pamiątka rodzinna po mojej babci. Kiedyś była biała, pomalowałam ją farbą przeciwko rdzy i tak już zostało, ale jak będę miała wiecej czasu przywrócę jej dawny kolor.



Trzy wagi sprężynowe.

Jedna bardzo oryginalna, dostałam już tutaj od sąsiada. Waży do 50 kg. Pewnie ważyło się nią kiedyś worki ze zbożem, mąką.
Dwie mniejsze wagi sprężynowe jedna do 6 kg, kiedyś był w niej jeszcze centymetr, pokrętłem na środku się go zwijało, druga do 20 kg.

Klucz – długość 18,5 cm – ciekawe jakie drzwi otwierał, albo kłódkę ?

A na koniec
Kot zamiat klawiatury?
Przecież to moje miejsce!!!

AAA kotki dwa :)


No to tyle rózności na dzisiaj :)
Serdeczności od Anuli, trzymajcie się ciepło i nie dajcie grypie i innym przeziębieniom.

niedziela, 31 października 2010

Nasza Chata pod Wiatrakami XX

W połowie października bardzo się ochłodziło więc musieliśmy szybko odizolować się od dachu w nowo powstałych pomieszczeniach. Normalnie to najpierw powstaje sufit, a potem nad nim podłoga, mam na myśli podłogę na strychu. U nas musiało być odwrotnie, ponieważ sufity będą z rygipsu, będzie to jedna z ostatnich prac. Tak więc przybyło nam na strychu parędziesiąt m2 powierzchni. Najpierw zostały zamocowane nowe belki, pomiędzy belkami sznurek, a następnie całość została od dołu pokryta folią, od góry na sznurek została położona wełna mineralna, a na to deski. W przyszłości na deski położone zostaną panele podłogowe. Sznurek potrzebny był do utrzymania wełny, gdyż w trakcie upychania wełny folia mogłaby się zbyt naciągnąć. Wyglądało to tak:

Widać  na fotce wyżej, że jest już poprowadzona instalacja elektryczna. Są także wszelkie podłączenia wodno-kanalizacyjne w łazience i WC. Prace te były żmudne i trochę się przeciągnęły. Po wierceniach  i przekuciach, a także przy cięciu desek strasznie się kurzyło. Walkę z kurzem, przynajmniej na razie przegrałam, po prostu musiałabym nic innego nie robić tylko sprzątać. Ograniczam więc sprzątanie do koniecznego minimum. Przyjdzie czas na generalne sprzątanie po zakończeniu tych najbardziej brudnych prac. Taką jak mówi M jest tynkowanie, które właśnie się zaczęło. Podobno wszystkie inne prace, przy tynkowaniu, wysiadają jeśli chodzi o brudzenie. No i faktycznie, ale chociaż się nie kurzy. Ponieważ na szczęście nie lubimy gładkich ścian, nie będzie gładzi gipsowej, przy tym to dopiero się kurzy. Ściany tynkowane są zaprawą piasek +wapno+ cement + woda.  Najpierw narzuca się tylko cement z piaskiem i wodą, dosyć rzadki i przy tym najbardziej się chlapie. Ściany przed tynkowaniem tez wymagały  przygotowania. Trzeba była przymocować prowadnice, narożniki, zagipsować  gniazdka, puszki i idące w ścianie kable. Wyglądało to tak:

Po tynkowaniu czeka nas jeszcze przygotowanie ogrzewania podłogowego w łazience, wc , kuchni i w holu, wylewki na podłogi, rygipsy , wstawienie drzwi w nowych pomieszczeniach, , płytki w łazienkach, podłoga w pokoju i wykładzina dywanowa w garderobie, oraz malowanie. To planowaliśmy zrobić do Świąt. Już wiemy, że się nie uda. Może uda się wykończyć łazienkę. No i na pewno musimy uruchomić ogrzewanie, jeśli nie całe (podłogowe i grzejniki) to chociaż grzejniki.



Tak wygląda po wielu modyfikacjach plan naszej chaty po remoncie. Kuchnia otwarta na hol. W holu będą jeszcze schody na górę i do piwnicy

Życie nie znosi pustki i chociaż do tej pory nie mogę odżałować straty Florka w chacie zamieszkały 2 kotki. Po niedługim czasie okazało się że oba to kocurki. Jeden ma jakieś 4- 5 miesięcy drugi niecałe 2. Starszy, nazwaliśmy go Kacper,  przybył do nas jako pierwszy na początku strasznie atakował małego Bartka ( tak ma na imię drugi kotek). Nie mogliśmy spuścić ich z oczu jak były razem. Do tego mały Bartek strasznie wrzeszczał jak tylko Kacper się do niego zbliżył i tak naprawdę to nie wiedzieliśmy jakie ma zamiary wobec młodszego kolegi. Tak wiec każdy miał oddzielne miseczki, kuwetę i spanie. Minęło parę dni i kotki piją mleko z jednej miseczki, śpią obok siebie i bawią się, że można by godzinami patrzeć na ich harce.

Serdeczności przesyłam wszystkim zainteresowanym moim blogiem, a sympatyków przepraszam za długą przerwę w pisaniu, wierzę, że wybaczycie i dalej będziecie z nami , co dodaje nam sił i za co bardzo, bardzo DZIĘKUJĘ :) 
Anula

wtorek, 21 września 2010

Nasza Chata pod Wiatrakami XIX

Witam serdecznie po dłuższej przerwie spowodowanej intensywnymi pracami w chacie. Założyliśmy sobie, że do końca października 4 nowe pomieszczenia zostaną oddane. Czasu zostało niewiele. A co ostatnio zrobiliśmy? W chacie powstały już wszystkie działowe ścianki w tym również kominowe. Zostały wstawione pierwsze drzwi tzw. gospodarcze oraz okna i drzwi tarasowe. Okna na razie tylko w części remontowanej. Jak pogoda pozwoli wymienimy również pozostałe, w trakcie przeprowadzek z pokoju do pokoju, tak aby pomieszczenie w którym wymienia się okno było puste. No to może trochę fotek bo gadulstwa było dosyć w poprzednim poście.

Wierzyć nam się nie chce, że jeszcze nie tak dawno (niecały rok temu) tak wyglądało wejście do piwnicy…




A teraz wygląda tak, i nie jest to żaden fotomontaż

Pierwsze wstawione okna od łazienki i holu…



Te metalowe plasterki to specjalne połączenia pomiędzy belkami nowo wstawionymi, a starymi, wystające śruby to połączeni pomiędzy ścianami wymurowanymi w środku, a belkami.

Dla przypomnienia tak było jeszcze nie tak dawno
I drzwi tarasowe oraz okno od pokoju.
I zdjęcie sprzed paru miesięcy, nie ma nawet jeszcze skarpy.

Ściany w środku
Teraz już skończone, pomieszczenie z tyłu, to zarys przyszłej garderoby.


No i rewelacja mamy już WC w domu, w warunkach trochę prowizorycznych bo ściany jeszcze nieotynkowane, ani nie położony rygips, ale sedes stoi już na swoim miejscu. To WC będzie nam służyło aż wykończona zostanie główna łazienka. M mówi że to nasz pierwszy krok powrotu do cywilizacji  :). Toi Toi znikła już z naszego ogrodu.

Noce zrobiły się już chłodne, a ponieważ drzewa mamy pod dostatkiem

Nieposkładane…
I poskładane ( na końcu), z przodu nowa koncepcja zagospodarowania ogrodu
Nasz pomysł, żeby kuchnia lepiej grzała, a całe ciepło nie szło w komin
Doszła jeszcze jedna warstwa cegieł i kuchnia-piec trzyma ciepło do rana.


A ja pozdrawiam Wszystkich cieplutko i do następnego spotkania.

Anula




poniedziałek, 13 września 2010

Nie ma już Naszego FLORKA



Dom jest straszliwie pusty bez kociego wszędobylstwa, chociaż czasami to było uciążliwe wybaczaliśmy naszemu kotkowi małe i większe psoty. W nagrodę otrzymywaliśmy kocią miłość i przywiązanie, niestety nie udało nam się zapewnić mu bezpieczeństwa, które jednocześnie ograniczyłoby kocią wolność. Zginał na drodze i przeszedł na Tęczowy Most, gdzie będzie na nas czekał.
Nigdy wcześniej nie miałam kota. Nie wyobrażałam sobie, że kot do domu może wnieść tyle radości i ciepła. Może Nasz był Wyjątkowy. Ktoś by powiedział " to tylko kot" dla nas to był AŻ KOT.
W chacie dużo się dzieję i kiedy właśnie w niedzielę wieczorem usiadłam do pisania kolejnego wpisu nasz Florek wpadł pod samochód. Musi minąć jakiś czas zanim zbiorę myśli i zamieszczę nowy wpis o remoncie Chaty pod Wiatrakami już bez Naszego Florka.

Pogrążona w smutku
Anula

poniedziałek, 6 września 2010

Pyszny Chlebek na Zakwasie plus drożdże

Taki właśnie chlebek piekłam przez całe lato, był bardzo wygodny bo cały proces od wyrobienia do upieczenia trwał około 4-5 godzin. Łatwiej mi go było przypilnować, żeby nie przerósł. Przy naszych częstych niespodziewanych wyjazdach (jak to na budowie) i niewiadomej porze powrotu, ten chlebek sprawdził się najlepiej. Podstawa tego chlebka to posiadanie sporej ilości zakwasu. Przepis pochodzi z „Pracowni wypieków” prowadzonej przez Liskę http://pracowniawypiekow.blogspot.com/

Potrzebne składniki to:

500 g mąki ( ja daję 400 g pszennej chlebowej i 100 g orkiszowej, graham lub żytniej)
1 płaska łyżeczka soli
300 g wody (daję pół na pół z zsiadłym mlekiem lub maślanką
1 łyżeczka drożdży instant
150 g zakwasu

Wszystkie składniki wrzucam do maszyny do pieczenia chleba (no tak nie napisałam, że potrzebna jest jeszcze maszyna , można wyrobić ręcznie lub mikserem, ale sprawdzone mam wyrabianie w maszynie). Program na wyrabianie i rośnięcie około 1 godzina 20 minut. Nieraz zostawiam troszkę dłużej, ważne żeby ciasto nam nie opadło, przed przełożeniem do dalszego
rośnięcia. U mnie wyglądało tak:



Następnie przełożyłam do keksówki,




posypałam różnymi nasionami i pozostawiłam w ciepłym miejscu do ponownego wyrośnięcia – około godziny.



Powinno wyrosnąć do brzegów keksówki. Nagrzewam piekarnik do 220 st. C. Wkładam chlebek, wrzucając jednocześnie na blachę kilka kostek lodu (można spryskać piekarnik) dla wytworzenia pary. Po 15 minutach zmniejszam temperaturę do 200 st. C i piekę jakieś 30 minut. Ostatnie 10 minut można dopiekać bez formy. Piekę bez termo obiegu, zwykle najpierw grzejąc tylko od dołu, a w połowie pieczenia przestawiam na góra-dół. Piekarnik mam elektryczny, w gazowym nie piekłam tego chleba, piekłam kiedyś z konieczności inny chleb i mogę stwierdzić, że zdecydowanie lepiej piecze się w piekarniku elektrycznym.

Tak wygląda chlebek po upieczeniu w towarzystwie bułeczek upieczonych z gotowej mieszanki z Lidla - ciabatta, ulepszonej przeze mnie przez dodanie jajka i mleka :).



Chlebek ma wyrazisty smak, w zależności od dodanych mąk zawsze troszke inny, lekko wilgotny dzięki dużej ilości żytniego zakwasu i dodaniu maślanki. Jeśli upieczemy go tylko z mąki pszennej podrośnie jeszcze w trakcie pieczenia ładnie pęknie, przy dodaniu mąki razowej zwykle jest równo z brzegiem foremki. Nam smakują wszystkie odmiany tego chlebka i jest naprawdę niezawodny.

Mam nadzieje, że wkrótce znów zagości na naszym stole bo chwilowo jestem bez zakwasu :(. Niestety prace przy chacie i upały sprawiły, że nie dopilnowałam swojego, już przeszło rocznego, zakwasu. Pieczywo tylko drożdżowe to jednak nie to, za bardzo przyzwyczailiśmy się do pieczywa na zakwasie .

Zachęcam do domowego pieczenia
Anula

niedziela, 22 sierpnia 2010

Nasza Chata pod Wiatrakami XVIII

Dzisiaj trochę opisowo . Chciałam podziękować wszystkim sympatykom mojego blogu, a przede wszystkim serdecznie dziękuję za przemiłe wpisy Scholastyce, Graszy44, aagaa, Gosi, Agnieszce, Ameli10, MariPar, Aszka9, Moje Zacisze, ZiŁ i za zainteresowanie Wszystkim obserwującym mój, a właściwie to Nasz blog, bo choć ja piszę to przed publikacją daję tekst do zatwierdzenia M, żeby nie popełnić jakiejś technicznej gafy.

Chciałam też odpowiedzieć Graszy44 odnośnie naszego szamba, jak to się niezbyt literacko nazywa. Szambo mamy zaplanowane na 5 kręgów (1m x 1m) 2 i 3 kręgi. Szambo jest szczelne – zabetonowane od spodu, i opróżniane raz na 3-4 tygodnie, tak że nie ma problemu z zanieczyszczaniem środowiska. Na początku myśleliśmy o ekologicznej oczyszczalni ścieków, ale po dokładnym zapoznaniu się z jej działaniem i wymogami odnośnie terenu na jakim może być usytuowana zrezygnowaliśmy. Żeby taka oczyszczalnia działała sprawnie nie można w domu używać detergentów, które zabijają drobnoustroje w oparciu o które taka oczyszczalnia działa, a kto ich dzisiaj nie używa? Taka oczyszczalnia np. „typu szwedzkiego” powinna być usytuowana na gruntach przepuszczalnych, nasza okolica to „królestwo” iłu i łupka ze sporym spadkiem terenu , czyli warstwy absolutnie nieprzepuszczalne. Czysta teoretycznie woda jest saczkami rozprowadzana po terenie. Jeśli teren jest nierówny lub nieprzepuszczalny, może sobie spłynąć do sąsiada, lub wypłynąć na naszej działce w najmniej spodziewanym miejscu. To jak czysta jest woda odprowadzana do gruntu przez taka oczyszczalnie, jeśli nie zastosuje się zaleceń producenta może okazać się po paru latach, kiedy chodzenie po terenie znajdującym się nad nią okaże się mało przyjemne. Jest jeszcze jeden powód dla którego zrezygnowaliśmy z oczyszczalni, we wsi planowana jest budowa kanalizacji i w momencie jej powstania nieczystości musza być odprowadzone do wspólnej sieci – nie można wtedy korzystać z indywidualnych oczyszczalni, jakie by one nie były!
Uważam, ze obecnie sytuacja na wsi uległa znacznej poprawie jeśli chodzi o ochronę środowiska, chociaż na pewno są wsie gorsze i lepsze pod tym względem i tradycyjnych domków z serduszkiem nie brakuje, choć łazienki w domu są. Szamba nie są opróżniane tak często jak powinny i w zależności od kierunku wiatru do nas też zalatują niezbyt przyjemne zapachy. A przecież są specjalne preparaty do szamb, które w dużym stopniu likwidują nieprzyjemne zapachy.


Zrobiło się mało przyjemnie od tych wywodów, więc może inny temat, który może zainteresuje tych co też remontują stary dom. Dlaczego remont starego domu? Na pewno jest to dla nas wyzwanie. Już samo poznanie konstrukcji takiego domu jest bardzo ciekawe. Stare domy z bali były budowane bardzo solidnie. Można sobie zadać pytanie, dlaczego często rozbiera się takie domy i przenosi w inne miejsca, nie lepiej wybudować nowy drewniany? Można, ale to nie to samo, bo nie ma już takiego drzewa! Podobno drzewa na taki dom wycinane były z trudno dostępnych miejsc, gdzie drzewa miały ciężkie warunki do rośnięcia i rosły bardzo długo, przyrosty „letnie” i „zimowe”(słoje ciemne i jasne w przekroju pnia) były bardzo blisko siebie, na niektórych z naszych bali można było wyliczyć przeszło sto lat wzrostu jodły! Pozyskane z takich drzew drewno było bardzo twarde. Nasz dom jak większość domów w tej okolicy ma 6,5m szerokości i 13m długości. Przedzielony jest poprzecznymi ścianami w 3 miejscach tworząc 4 pasy 1. szerokości 2,5 m– boisko,2 - 2,5m obora, chlewik, 3- 2,5 m kuchnia i przedpokój i 4 – 3,9 m dwa pokoje. Boisko i dawną oborę czyli powierzchnię 6o m2 wykorzystujemy na pokój, łazienkę, garderobę, wc i cześć holu. Kuchnia będzie w tym samym miejscu, ale otwarta na hol. Jeden pokój pozostanie w stanie niezmienionym jeśli chodzi o metraż, będzie w nim biblioteka z gabinetem, natomiast drugi salonik –jadalnia ma zostać powiększony poprzez rozbudowanie domu i utworzenie litery L, ale to plany na przyszły rok. Do jesieni zamierzamy wykończyć wspomniane wyżej nowe pomieszczenia i wymienić wszystkie okna. Przez zimę remontować kuchnię i przedpokój. W przyszłym roku chcemy wyremontować dwa pokoje które użytkujemy obecnie, oraz przeprowadzić ewentualną rozbudowę i wymianę dachu.


Czytając blogi o remontach starych domów zauważyłam, że niektórzy pragną z detalami odtworzyć charakter starego domu zachowując stare drzwi, okna, kuchnie. Jeśli dom ma być tylko Waszym Domem to szczerze to odradzam, chyba że ma stanowić atrakcję turystyczną i ważne jest zachowanie lub odtworzenie dawnych detali. My w remoncie naszej chaty stawiamy na polaczenie nowoczesności i funkcjonalności z niewątpliwymi zaletami drewnianych bali, starając się jednocześnie zachować charakter budynku. Na początku miałam zamiar zachować stare solidne drewniane drzwi, ale są one bardzo niefunkcjonalne jedna połówka otwarta - za mało na swobodne przejście, dwie otwarte za dużo. Poza tym drzwi są sporo za niskie. Okna (są już zresztą gotowe) też zamówiliśmy plastikowe o drewnianej fakturze, łatwe do mycia, dzielone pośrodku, żeby pasowały do starego domu. Warto też zwrócić uwagę na ocieplanie domu drewnianego, wiele czasu poświęciliśmy na studiowaniu opracowań fachowych, dyskusji na forach internetowych i wynika z tego jasno, że stary dom z autentycznych drewnianych bali to nie ceramiczny domek czy drewniany „kanadyjczyk”, pogoń za jak najmniejszym „K” (współczynnikiem przenikania ciepła), przy niezbyt dokładnej analizie wilgotnościowo – cieplnej, może skończyć się zagrzybieniem ścian i zniszczeniem ścian konstrukcyjnych, czyli drewno, które przetrwało w świetnej kondycji przez kilkadziesiąt lat, ulegnie zniszczeniu w lat kilka. Można oczywiście stosować różnego rodzaju folie czy membrany zapobiegające temu zjawisku, tylko gdzie wtedy mikroklimat tworzony przez konstrukcje drewniane? Przyjęliśmy w naszej chacie taką zasadę: izolować – tak, ale bez przesady, za to z dobrą wentylacją.
Tym razem było opisowo, w następnym wpisie może będę już mogła zamieścić fotki nowych pomieszczeń. Dokumentację robię cały czas niestety brakuje czasu na systematyczne wpisy :(. Chcemy wykorzystać sprzyjającą na razie pogodę żeby jak najwięcej zrobić przed zimą.


Pozdrawiam serdecznie
Anula



A żeby nie było tak zupełnie bez obrazków Nasz Florek zaciekawiony pralką


Jak się Tam dostać?

A może coś jest pod spodem?