Nasz
kot Kacper zaginął w poniedziałek po południu. Po prostu wyszedł jak zwykle i
nie wrócił. Zwykle pojawiał się co godzinę, dwie.
Wieczorem
zaczęłam się niepokoić. Co chwilę wychodziłam z domu nawoływałam. Nic. Rano
obeszłam okolicę. Też nic. Czasami w pobliże domów podchodzą lisy, ale wtedy psy głośno ujadają. Tej nocy
było wyjątkowo cicho.
Ostatnio,
jak zrobiło się chłodniej, koty (bo mam dwa) wychodziły na krótko i zaraz
dobijały się do drzwi. Noce spędzały w domu. Wychodziły około 4-5 nad ranem,
ale też na chwilę. W lecie nie można ich było utrzymać w domu, gdy nastały
chłody ciągnęły do domowego ciepełka i swoich legowisk. Dlatego niepojawienie
się Kacpra do wieczora bardzo mnie niepokoiło. Myślałam jeszcze, że może ktoś zamknął go przez
przypadek w jakieś szopie i kot nie mógł wyjść, ale rano ktoś go usłyszy i
wypuści.
Dziś
jest już 2 dzień Kacpra nie ma. Obeszłyśmy razem z córką okolice i sąsiadów,
wywiesiłyśmy ogłoszenie na bramce i tablicy informacyjnej na wsi, a nawet córka
zamieściła ogłoszenie w internecie. Jeszcze wierzę, że wróci. Kacper to bardzo
ciekawski kot, ale przez to pewnie co jakiś czas wpada w tarapaty. Na początku jak
był jeszcze mały zdejmowaliśmy go z drzewa. I to nie prawda, że kot jak wejdzie
na drzewo to i z niego zejdzie, a taki krąży mit. Drugim razem Kacper wpadł do
niezabezpieczonego ustępu. Tylko głowa była czysta. I jeśli ktoś uważa, że kot
by się wylizał to też się myli. Tyko wielokrotna kąpiel uratowała go od niechybnej
śmierci. Nawet nie protestował.
Kolejny
przypadek to utrata ogonka, który trzeba mu było amputować . Nie wiem w jakich
okolicznościach tak strasznie go uszkodził, że nic innego nie można było
zrobić.
Kacper
jest wykastrowany co miało zapewnić trzymanie się kota bliżej domu i właściwie przez
ostanie dwa lata tak było. Nawet jak na miesiąc wyjechałam i sąsiadki
opiekowały się kotami jak wróciłam Kacper pojawił się od razu. Tym
bardziej nie mogę zrozumieć co się teraz
stało. Jakiś czas temu w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął też kot sąsiadki.
Bardzo często spotykam się, ze stwierdzeniem, że kot w różnych trudnych sytuacjach sobie poradzi. Nawet przysłowie mówi, że jak spada to na cztery łapy. Przeczą temu fakty, że tak wiele kotów ginie na wsi, bez wieści, w niewyjaśnionych okolicznościach. Bo też i ranga kota na wsi zmalała. Kiedyś
bronił domu przed myszami i zajmował honorowe miejsce na zapiecku. Teraz na
myszy rozsypuje się trutki, które są groźne dla kotów. Koty zwykle nie zjedzą
czegoś zepsutego, ale zatrutą mysz lub samą trutkę mogą. Rozsypywanie takich
trutek w miejscach, otwartych, dostępnych dla kotów jest na wsi zjawiskiem
dość powszechnym, a obiegowa wieść niesie, że kot zatrutej myszy ani trutki nie
zje. Niezabezpieczone studnie i szamba to też potencjalne zagrożenie na
wszędobylskich kotów. Kota można też zupełnie przypadkiem zamknąć w jakieś
komórce czy szopie skąd nie będzie potrafił wyjść lub wywieźć w samochodzie,
gdzie nieopatrznie z kociej ciekawości wskoczył. Niestety natura tak je stworzyła, że są
wszystkiego ciekawe i często nieświadome zagrożeń, które stwarza dla nich człowiek.
Kacperku
wróć