piątek, 20 listopada 2009

Nasza Chata pod Wiatrakami (8)


Na początku miesiąca aura nas nie rozpieszczała. Słońca było jak na lekarstwo. Szaro, mokro to i entuzjazmu do prac, które nam jeszcze zostały, nie było. Bo jak tu układać skarpę w błocie i strugach deszczu. Ostatnio jednak zaświeciło słońce i przez parę dni nadgoniliśmy znacznie prace nad skarpą. Wygląda na to, że wszystka zbędna ziemia się w nią zmieści. Budując skarpę wrzuciliśmy w nią znaczne ilości gruzu pozostałego po rozbiórkach, resztki słomy ze strychu, a także płyty pilśniowe, którymi wyłożone było jedno pomieszczenie. Na górze skarpy, mniej więcej na tej wysokości jak kończy się czarna folia tzw. kubełkowa, przewidziany jest nieduży tarasik, na który będą prowadziły drzwi z sypialni. Mniej więcej w tym miejscu są teraz drzwi od boiska. Dalej wzdłuż domu będzie chodniczek. Poniżej różne iglaczki. No cóż ja mam dar widzenia tego czego jeszcze nie ma, wiec to widzę. Widzę już nawet zwieszające się ze skarpy róże, bo róż chcę mieć w ogrodzie najwięcej.


Poniżej zdjęcie całej wymurowanej ściany i fotki z kolejnych etapów powstawania skarpy.





Skarpa jest już usypana wyżej, niestety było już ciemno i nie udało mi się pstryknąć fotki.
-*-



Ponieważ, chwilowo nic więcej w chacie się nie dzieje, chciałam napisać o ludzkiej życzliwości z jaką spotykamy się tu na każdym kroku i bezinteresowną sąsiedzka pomocą. Przykładów można by mnożyć. Parę dni temu usiłowaliśmy zdjąć, albo rozbić pokrywę ze starego od lat nieużywanego szamba, które wypadło akurat w środku skarpy. Sąsiad zza płotu widząc nasze zmagania przyszedł z młodym silnym człowiekiem, który w 5 minut rozbił płytę i było po kłopocie. W miejscu gdzie kiedyś mieszkaliśmy, takiej dzielnicy nowobogackich pod Krosnem, każdy z zza firanki patrzyłby na nasze zmagania, uda się albo nie uda, nikt by nie pomógł. Samochód z pustakami ugrzązł na mostku, za chwile był ciągnik i po problemie. Potrzeba nam było zaorać kawałek działki wydzierżawionej obok nie było sprawy. Dostałam też jabłek na przetwory i orzechy. Oczywiście najmujemy ludzi do pracy bo sami byśmy wszystkiemu nie dali rady, ale dużo jest takich miłych gestów spontanicznej sąsiedzkiej pomocy. Bardzo miłą rzeczą z jaką się tu spotkałam to pozdrawianie przez wszystkich, a zwłaszcza dzieci zwykłym Dzień Dobry. Przecież jak się tu pojawiliśmy to nikogo nie znaliśmy, a od pierwszego dnia, każdy kto przechodził ulicą nas pozdrawiał! Potem niektórzy przystawali, zagadywali i wyczuwało się życzliwość czasami zdziwienie ale nigdy wrogość czy antypatię. My również staramy się odnaleźć w nowej społeczności i tam gdzie to możliwe służyć pomocą czy radą, zdziwieni, że relacje te tak różnią się od dotąd spotykanych, oczywiście na PLUS.


Anula :-)

Brak komentarzy: