czwartek, 15 czerwca 2017

Zostałam opiekunką w Niemczech

Z różnych przyczyn, o których nie chcę się tu rozpisywać, zmuszona zostałam tuż przed 60-tką do szukania pracy. No cóż różnie w życiu bywa. Pracy się nie boję. Całe życie pracowałam, ale nie zawsze była to praca za wynagrodzenie.  Najważniejsze to się nie poddawać. Usłyszałam ostatnio dwie mądre myśli, że z rzucanych pod nogi kamieni należy zbudować schody, aby wejść wyżej i druga, że to co się dzieje, dzieje się dla nas, a nie nam.  Trzeba się przyzwyczaić do nowej sytuacji, co wcale nie musi oznaczać, że gorszej. Po prostu innej. Postawiona pod ścianą zawsze znajdowałam w sobie energię, żeby przezwyciężyć trudności. Teraz jestem po prostu sporo starsza więc przyszło mi to z większym trudem. Szansę widziałam w pracy w Niemczech jako opiekunka. Niemcy nie były mi obce jako, że wyjeżdżałam tam wcześniej wielokrotnie, ale nie do pracy. Języka niestety nie znałam. Ot parę słów zapamiętanych z poprzednich wyjazdów. O pracy opiekunki też niewiele wiedziałam. Doświadczenia w opiece nad chorym miałam tyle co przy rodzicach. Nie wiedziałam jak odnajdę się w obcej mi rodzinie, z którą będę musiała przebywać 24 godziny na dobę. W obcym środowisku i z niezrozumiałym w większości językiem.
Po dwumiesięcznej intensywnej nauce niemieckiego, jakimś cudem zdałam egzamin z niemieckiego w kilku firmach i pozostało oczekiwać na ofertę. Niemieckiego uczyłam się przez Internet. Mogę polecić dwa kursy na Duetsch Welle Harry gefangen In der Zeit  http://www.dw.com/de/deutsch-lernen/harry/s-13219 i Deutsch  warum nicht. http://www.dw.com/pl/nauka-niemieckiego/deutsch-warum-nicht/s-2740 . Pierwszy jest angielsko- niemiecki, drugi w języku polskim. Poza tym wiele fachowego słownictwa można znaleźć na stronach firm oferujących pracę. Niemiecki to podstawa. Bez tego nawet jak dostaniemy pracę będziemy sami się źle czuli. Wiem to po swoich doświadczeniach. Mimo, że dobrze wypadłam na rozmowie kwalifikacyjnej to mój niemiecki nie był utrwalony. Na miejscu, jak już wyjechałam  okazało się, że rozumiem sporo, ale z mówieniem totalna klapa. Groziło mi nawet, że wrócę do Polski, o czym dowiedziałam się znacznie później.
Przetrwałam. Dałam radę. Czasami musiałam zaciskać zęby, czasami płakać w poduszkę, było naprawdę ciężko, ale wytrzymałam. Chociaż każdy dzień był dla mnie lekcją niemieckiego to w każdej wolnej chwili się uczyłam. Słuchałam piosenek po niemiecku, czytałam przepisy kulinarne w niemieckich gazetach, oglądałam filmy i programy po niemiecku. Jest taki Fajny serial EXTRA  (można oglądać w Internecie) specjalnie do nauki niemieckiego, gdzie tekst, po niemiecku, jest na dole ekranu. Teraz po 6 miesiącach pracy mój język niemiecki jest dużo, dużo lepszy. Dogaduję się już bez większych problemów, ale dalej się uczę. Do pomocy mam tablet, zawsze jak nie wiadomo jak coś powiedzieć, wytłumaczyć można pokazać, pomocny jest też tłumacz w Internecie. Mam słownik obrazkowy też bardzo przydatny.

W tej pracy nie można sobie zrobić jedno dniowego urlopu to jest praca non-stop przez 24 godziny na dobę. Nawet jak ma się tzw. pauzę czyli godzinę, albo dwie dla siebie to jednak nie jest się u siebie. To bardzo duży stres szczególnie na początku, szczególnie dla takiej nowicjuszki jak ja, przyzwyczajonej do całkiem innego życia. Trochę pomogło mi to, że dość szybko odnajduję się w nowych warunkach i potrafię się dopasować. Oczywiście wszystko zależy od tego na jaką rodzinę się trafi. Wydaje mi się, że wiele negatywnych opinii w Internecie o złym traktowaniu opiekunek wywodzi się z tego, że częściej piszemy o złych odczuciach niż o dobrych. Trochę tak jak w książce życzeń i zażaleń. Więcej jest narzekań niż pochwał. Chociaż pracowałam u jednej rodziny to poznałam kilka niemieckich rodzin i wszystkie były mi bardzo życzliwe, i nie traktowały mnie z góry.
  Rodziny podopiecznych często organizują wycieczki lub pokazują lokalne atrakcje. Poznaje się inne zwyczaje, odmienną kuchnię. Więc można mieć też dla siebie jakieś przyjemności. Ja właśnie na taką trafiłam. Rodzina u której byłam chętnie chciała spróbować polskich potraw, ciekawiły ją Polskie zwyczaje. Muszę przyznać, że wyobrażenie o Polsce miała raczej kiepskie. Pytania o niektóre rzeczy wprawiały mnie w zdumienie jak niewiele Niemcy o nas wiedzą.
Jeśli chodzi o samą pracę to trafiłam na dość ciężki przypadek. Osobę z zaawansowanym Alzhaimerem w wieku 67 lat. Zupełnie sprawną fizycznie, ale nie umiejącą poradzić sobie z prostymi codziennymi rzeczami. Przez cały okres pobytu, a jestem w sumie 7 miesiąc, pisałam dziennik, z którego korzystając chciałam podzielić się zdobytym doświadczeniem i własnymi spostrzeżeniami w opiece nad chorym na Alzhaimera. Może pomogę tym co mają z tą chorobą do czynienia. O moim spotkaniu z tą chorobą i jak sobie radziłam w następnym wpisie.

Poniżej zdjęcia ze starego miasteczka Blankenberg w okolicach Bonn. Miasteczko położone  na 152 metrowym stromym grzbiecie górskim, otoczone jest murem obronnym, którego fragmenty pochodzą z XIII wieku. Znajdują się tu także fragmenty najstarszej i największej  fortyfikacji w Niemczech. Miasteczko zabudowane domami szachulcowymi stanowi jedno wielkie muzeum, w którym jednak normalnie żyją jego mieszkańcy.
Zdjęcia nie najlepsze bo robione telefonem komórkowym trochę starszej generacji :)









Pozdrowienia dla wszystkich co jeszcze tu zaglądają, a także dla nowych odwiedzających mój blog.

Brak komentarzy: