środa, 25 maja 2011

Goście, wycieczka w Bieszczady i miłe spotkania

Jednak zanim o tym co w tytule dla Wszystkich Mam bukiet peoni


To moje ulubione kwiaty wiosenne i nimi obdarowywałam w tym dniu swoją Mamę. Na zawsze pozostaną dla mnie symbolem tego pięknego dnia Dnia Matki. I chociaż mojej mamy nie ma już ze mną wiele lat, to kiedy zaczynają kwitnąć peonie powracają wspomnienia związane z tym dniem.



Tak się złożyło, że chociaż nie w Dzień Matki, ale w tym pięknym miesiącu jakim jest Maj odwiedziła nas moja córka, która od ponad roku przebywa we Francji. Wydarzenie było jeszcze większe bo przyjechała ze swoim chłopakiem. Przyjechali na krótko. Niecały tydzień ich pobytu minął ani się obejrzeliśmy. Chcieliśmy im, a właściwie to jemu pokazać trochę okolice wiec wybraliśmy się małą pętlą nad Solinę. Pogoda dopisała. Po drodze obowiązkowy postój w Słodkim Domku w Lesku na ciacho i lody chyba najlepsze w okolicy.


Nad Soliną jeszcze ruch nieduży, sezon dopiero się zaczyna.


Pięknie wyglądają żaglówki na niebieskiej tafli wody.

I otaczające Solinę wzniesienia.


A w czystej wodzie pływają ryby



W ciągu 10 lat jak mieszkam na Podkarpaciu nad Soliną byłam trzeci raz, ale nigdy nie kupowałam żadnych pamiątek. Tym razem skusiłam się na Aniołka. Bieszczadzkiego Aniołka, który podobno ma skrzydła umieszczone wysoko.

A taką znalazłam legendę dotyczącą Bieszczad.

Biesy i Czady
Na początku na tym skrawku ziemi, zapomnianym przez Boga, tylko diabły harcowały. Nie były to jakieś diabły szczególne, ot zwyczajne pospólstwo. Ich mnogość powodowała, że ludzie nie chcieli się na tym terenie osiedlać. Wydawało się, że ta część Karpat na zawsze pozostanie bezludna.


Kiedy w wyniku czarcich eksperymentów wyhodowano w piekle nowe odmiany diabłów, jedne z nich nazwano biesami, a drugie czadami. Postanowiono umieścić je w tym zapomnianym zakątku. Wtedy też powstała nazwa - Biesczady.


Ale gdzie jest diabeł, powinien być i anioł, bo gdzie zło powinno być i dobro. Niestety sfery niebieskie nie zgodziły się wysłać do Biesczadów aniołków. Zatem biesy i czady uradziły, że biesy będą od złego, a czady od dobrego. I natychmiast wróciła normalność do tej krainy, a wraz z nią przybyli ludzie. Nie od razu, ale powoli zaczęli się osiedlać. Jedni przybywali tu z Małopolski, inni z Rusi, a jeszcze inni z Wołoszy, ze Słowacji i od Madziarów. Tak się tu wymieszali, wykotłowali, że teraz nie poznasz kto skąd. A biesy i czady? No cóż, robią od kilkudziesięciu wieków swoją zwykłą diablo - anielską robotę, raz lepiej, raz gorzej ...


(na podstawie: Andrzej Potocki - Księga legend i opowieści bieszczadzkich - Lesko 1998)

W latach 2001 – 2009 w miejscowościach Cisna, Wetlina, Dołżyca w Bieszczadach odbywała się kilkudniowa impreza Festiwal Sztuk Różnych "Bieszczadzkie Anioły" . Inicjatorem powstania festiwalu był Krzysztof Myszkowski lider Starego Dobrego Małżeństwa. Swoją nazwę festiwal zawdzięcza tytułowi piosenki Bieszczadzkie Anioły z albumu o takim samym tytule zespołu Stare Dobre Małżeństwo.



http://www.youtube.com/watch?v=t1-ZicnIpw8&feature=related
Bardzo ładny filmik pokazujący piękno Bieszczad z piosenka w tle.

Wracając zatrzymaliśmy się przy pomniku gen. Karola Świerczewskiego w Jabłonkach. Monumentalna brzydka, zaniedbana  pamiątka po PRL, powstała w 1962 r., choć teren wokół i pozostałości po miejscach na flagi oraz nieczynne już reflektory mówią o dawnej świetności tego miejsca. Otoczenie pomnika urządzono na kształt parku.

A to czasy świetności, zdjęcie z internetu

Poniżej pomnika znajduje się kamień przy którym zginął generał.

Obok pomnika powstało osiedle domków letniskowych, podobno bardzo ekskluzywnych, można wejść na stronę  http://www.domkijablonki.pl/


Po przeciwnej stronie ogrodzona szczelnie posiadłość, gdzie kiedyś było muzeum gen. K. Świerczewskiego, potem Muzeum Przyrodnicze. Zdjęcie z Internetu.(bateria siadła w moim aparacie).

Jadąc z Soliny przez Wisłok Wielki rozglądaliśmy się za Chatą nad Wisłokiem   i ….. oczom naszym ukazała się w całej okazałości. Poznałam ją po charakterystycznych okienkach. Fotka  zrobiona przez córke.


Nie mogliśmy sobie odmówić, żeby choć na chwilę się nie zatrzymać i przywitać z Gospodarzem, który mimo takiego nalotu okazał się przesympatyczny i chętnie nam opowiadał o swojej chacie. I w ten oto sposób wirtualną znajomość zamieniła się w rzeczywistą. Żadne porównywalne zdjęcia nie oddadzą ogromu pracy jaką właściciel Pan Piotr (jakoś w wirtualnym świecie łatwiej przechodzi się na Ty) włożył w odrestaurowanie chaty łemkowskiej. Chylimy czoła i pełni podziwu życzymy jak najszybszego ukończenia prac i zadowolenia z zamieszkiwania w wymarzonym miejscu i domu.


Parę dniu później miałam przyjemność odwiedzić w zupełnie realnej i przepięknej Leśniówce właścicielkę blogu Ranczo Zalas  przemiłą Beatkę. Wspaniałą kobietę o niespożytej energii i wielkiej miłości do psów. I mimo, że widziałyśmy się pierwszy raz, to miałyśmy o czym rozmawiać, bo przecież znałyśmy się wcześniej i bywałyśmy u siebie choć tylko wirtualnie.


W ogrodzie robi się coraz ładniej. Zaczynają kwitnąć irysy, kwiaty, które też bardzo lubię. Przesadzałam je z całego ogrodu, podobno były różne kolory, a u mnie …same żółte i jeden kolorowy rodzynek.



Warzywnik przynosi pierwsze plony w postaci szczypiorku i rzodkiewki, ale o tym i o innych ulubionych kwiatach napiszę oddzielny post.
I jeszcze miłe sercu, prezenciki od córki, jak zwykle wyszukane ze starannością, do moich kolekcji.
Stara japońska filiżaneczka ze spodkiem z cieniutkiej jak papier porcelany


I kaczuszka wyrzeźbiona w kamieniu. W środku jest druga malutka kaczuszka. Bardzo ciekawe i precyzyjne wykonanie. Martusiu jeszcze raz dziękuję.


Serdeczności dla Wszystkich, którzy zawitają do Chaty pod Wiatrakami :)

Anula

13 komentarzy:

Unknown pisze...

Irysy to także i moje ulubione kwiaty:-))) Nigdy nie byłam w Bieszczadach wiosną. Byłam zimą, byłam późną jesienią, a wiosną Bieszczady piękne!
Pozdrawiamy serdecznie!

ankaskakanka pisze...

Nigdy nie gościła w tych rejonach. myślę że w tym roku uda nam się dojechać w Bieszczady. W końcu tyle już czytam o pięknie tych okolic. Dziękuję za fantastyczną wycieczkę.

ankaskakanka pisze...

Sorki, mam babola w komentarzu. Oczywiście miało być "Nie gościłam".

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Anulko, jakże miło czytać Twój wpis i chłonąć Twoją radość z pobytu miłych gości. Właśnie do Soliny można jeździć, kiedy ruch nieduży, bo potem trochę tłumnie, miałam przyjemność mknąć kiedyś żaglówką po jeziorze Solińskim, hm! kiedy byłam młoda. Ślicznego aniołka zakupiłaś, na Bieszczadzkich Aniołach bywałam kilka razy, niezapomniana impreza i nawet umiem śpiewać tę piosenkę. A pomnik generała kojarzy mi się z marcowymi rajdami im. Waltera, gwiaździstymi, z różnych stron szło się do pomnika, a potem był zjazd dygnitarzy i przemówienia, ot! taka socjalistyczna akademia z czasów średnioszkolnych. A ile znajomości poczyniłaś w realnym świecie, aż Ci zazdroszczę, chyba inaczej to wygląda, niż komentarz na blogu, prawda? Anulko, u mnie w ogrodzie dżungla, wszystko rośnie i osiąga zastraszające rozmiary, chyba mocno przesadziłam z gęstością nasadzeń. A na koniec chwalę prezenty, śliczniuchne. filiżanka cacuszko, a kaczucha - bajer, tym bardziej, że z kamienia. Cieszę się Twoją radością i pozdrawiam serdecznie, pa.

Riannon z Dworu Feillów pisze...

Zawitałam i zachwyciłam się wycieczką nad Solinę :-)

Magda Spokostanka pisze...

Wspaniałe spotkanie matki z córką - będą piękne wspomnienia do zbioru.
Wycieczka super, dobrze, że zdążyliście przed sezonem!
Zazdroszczę "żywych" znajomości.
Pozdrawiam serdecznie!

Anula pisze...

Asiu i Wojtku każda pora roku ma w Bieszczadach swoje uroki, a wiosną soczysta zieleń w różnych odcieniach jest urokliwa :).

Aniu Bieszczady są naprawdę piękne i dużo się tu dzieje, to juz nie te dawne zapomniane Bieszczady :).

Pozdrawiam bardzo serdecznie i dziękuję za odwiedziny

Anula pisze...

Marysiu to przecież była nasza młodość i było jak było ale nie można wszystkiego przekreślać i nie wszystko było takie do końca złe. Zawarcie znajomości w realu po tym jak od jakiegos czasu trwa już znajomość blogowa to bardzo miłe przeżycie i wierze ze my też kiedyś się spotkamy:).Buziaczki

Anula pisze...

Riannon miło mi że mogła pokazac trochę Bieszczad widzianych moimi oczami :)
Serdeczności posyłam :)

aagaa pisze...

Byłam w Bieszczadach tylko raz i to w podstawówce..czyli sto lat temu!!!
Piękne zdjęcia!
Pozdrawiam

weszynoska pisze...

Ej Bieszczady jakie cudne gdzie jest drugi taki kraj..tu przeżyłeś chwile cudne, tu przeżyłeś życia maj....Kocham Bieszczady i jak tylko mogę to jadę pooddychać wolnościowym powietrzem. Rajdy jabłonkowe a jakże..hihi pamiętam. Kiedy to było...szło się z plecakami z różnych stron z pieśnią na ustach..Jak dobrze nam upalnym latem...itp...Anulo i ja dziekuję za miłe spotkanie, szkoda, że krótkie, ale może kiedyś powtórzymy . Chlebek zniknął ze stołu błyskawicznie.

Go i Rado Barłowscy pisze...

Szkoda, że Bieszczady naszych dzieci są już tak diametralnie inne niż nasze... Wiosną, gdy pusto, bez turystów, czuć jeszcze tamten czar.

W tak wyjątkowym towarzystwie musiałaś się czuć niezwykle wyjątkowo.

Pzdr.

PS. Nawet "Bieszczadzkie Anioły", kiedy były niszową imprezą w Górnej Wetlince, smakowały niebo lepiej niż potem, w tłumach w Cisnej czy Dołżycy... Heh...

Piotr Sztukowski pisze...

całkiem przypadkiem zajrzałem do tego posta...i znalazłem dobre słowo o mojej chacie....bardzo dziękuje :-)