Ponczo ukończyłam już jakiś czas temu, ale tak jakoś zeszło, że fotkę pokazuje dopiero dzisiaj.
Parę uwag, które nasunęły mi się w trakcie pracy no i ku przestrodze, żeby ktoś kto zechce takie ponczo wykonać nie popełnił takich błędów. Oczka pośrodku przodów i pleców dobieramy cały czas do końca pracy, im szersze ponczo tym lepiej, Ja ostatnie kilkanaście rzędów nie przybierałam i ponczo lekko się wybrzusza. Warto mniej więcej w połowie pracy zdjąć część oczek na drugi drut z żyłką, albo po prostu na nitkę, aby dokładnie je przymierzyć i ewentualnie skorygować dobieranie oczek. Nie zdejmując z drutów trudno będzie ocenić wygląd naszego poncza. Zrobienie poncza zachęciło mnie do dalszej „dzianej” twórczości bo na drutach się dzieje, a nie robi, robią to jaskółki :)jak mi ktoś kiedyś powiedział, kto nie pamiętam. A z dzierganiem na szydełku przypomniała mi się dawna, a nawet bardzo dawna historia. Spędzaliśmy wtedy wczasy całą rodziną ja, siostra, mama i tata w tak zwanych kwaterach prywatnych FWP w Lidzbarku Welskim na Mazurach. Właściciele kwater na okres letni przenosili się do jednego albo dwóch pokoi, a resztę domu wynajmowali letnikom. Właścicielka naszego domu uwielbiała wszelkie prace szydełkiem i w zasadzie prawie się z nim nie rozstawała. Pewnego dnia zaprosiła nas na spacer wokół jeziora i ona przez całą drogę robiła coś na szydełku! Kłębek miała w kieszeni, szła z nami, rozmawiała, a roboty przybywało! Nie pamiętam już czy była to chusta czy serweta bo takie m.in. rzeczy robiła, ale mnie wtedy podlotkowi kobieta zaimponowała.
A wracając do moich robótek wzięłam się za robienie skarpet. Przepis, bardzo dokładnie przedstawiony na fotkach znalazłam tutaj
Skarpetki bezszwowe i bardzo przyjemna robota :). Polecam druty bambusowe, bardzo lekkie i fajnie się na nich robi.
Z innych ostatnich prac, jak wiadomo kobieta na wsi w zimie musi cos szyć, przerabiać, bo w lecie nie ma czasu J serwetki do śniadania, obiadu. Wykonane ze starej uszkodzonej haftowanej serwety i zwykłych serwetek czy raczej mat stołowych. Robota bardzo prosta, a taka serwetka na pewno doda elegancji naszym posiłkom. Przy okazji pokazałam stare talerzyki z kaczeńcami. Zostały tylko 3. Nie używam ich bo mi po prostu szkoda. Może będą wisiały na ścianie w nowej kuchni.
No, a teraz skoro mamy już serwetkę i talerzyki to coś na słodko. Od dość dawna chodziła za mną, tak jak właścicielką tego bloga bułka turecka. W naszych rejonach nie do kupienia. Pyszne ciemne, podłużne, drożdżowe bułeczki z dużą ilością rodzynek. Korzystając z przepisu zamieszczonego w powyższym blogu, jednak nieco go zmieniając bo nie miałam melasy upiekłam chlebek turecki i wierzcie mi jest pyszny. Może kiedyś spróbuję z melasą.
W swoim przepisie zamiast melasy dałam miód ½ szklanki i 1 łyżkę brązowego cukru. Dodałam też 1 całe jajko i drugie prawie całe. Troszkę odjęłam wymieszałam z mlekiem i posmarowałam chlebki przed rośnięciem (po wyrośnięciu mogą opaść podczas malowania ich pędzelkiem). Ciasto wyrobione i wyrośnięte w maszynie (czas około 1, ½ godziny). Potem uformować chlebki, albo małe bułeczki i pozostawić jeszcze na około pól godziny do wyrośnięcia. Piec w nagrzanym do 190 st. C. około 30 minut. Najlepiej smakuje z masłem i dżemikiem (jak dla mnie z czarnej porzeczki). I do tego kawka. Jak to mówią niebo w gębie.
Smacznego!
Anula
PS. I jeszcze ciekawostka jak ktoś chce zobaczyć jakimi metodami robiono kiedyś piękne wzory zapraszam na tą stronę