Z różnych przyczyn, o których nie chcę się tu rozpisywać,
zmuszona zostałam tuż przed 60-tką do szukania pracy. No cóż różnie w życiu
bywa. Pracy się nie boję. Całe życie pracowałam, ale nie zawsze była to praca
za wynagrodzenie. Najważniejsze to się
nie poddawać. Usłyszałam ostatnio dwie mądre myśli, że z rzucanych pod nogi
kamieni należy zbudować schody, aby wejść wyżej i druga, że to co się dzieje,
dzieje się dla nas, a nie nam. Trzeba się przyzwyczaić do nowej sytuacji, co
wcale nie musi oznaczać, że gorszej. Po prostu innej. Postawiona pod ścianą
zawsze znajdowałam w sobie energię, żeby przezwyciężyć trudności. Teraz jestem
po prostu sporo starsza więc przyszło mi to z większym trudem. Szansę widziałam
w pracy w Niemczech jako opiekunka. Niemcy nie były mi obce jako, że
wyjeżdżałam tam wcześniej wielokrotnie, ale nie do pracy. Języka niestety nie
znałam. Ot parę słów zapamiętanych z poprzednich wyjazdów. O pracy opiekunki
też niewiele wiedziałam. Doświadczenia w opiece nad chorym miałam tyle co przy
rodzicach. Nie wiedziałam jak odnajdę się w obcej mi rodzinie, z którą będę
musiała przebywać 24 godziny na dobę. W obcym środowisku i z niezrozumiałym w
większości językiem.
Po dwumiesięcznej intensywnej nauce niemieckiego, jakimś
cudem zdałam egzamin z niemieckiego w kilku firmach i pozostało oczekiwać na
ofertę. Niemieckiego uczyłam się przez Internet. Mogę polecić dwa kursy na
Duetsch Welle Harry gefangen In der Zeit
http://www.dw.com/de/deutsch-lernen/harry/s-13219 i Deutsch warum nicht. http://www.dw.com/pl/nauka-niemieckiego/deutsch-warum-nicht/s-2740 .
Pierwszy jest angielsko- niemiecki, drugi w języku polskim. Poza tym wiele
fachowego słownictwa można znaleźć na stronach firm oferujących pracę.
Niemiecki to podstawa. Bez tego nawet jak dostaniemy pracę będziemy sami się
źle czuli. Wiem to po swoich doświadczeniach. Mimo, że dobrze wypadłam na
rozmowie kwalifikacyjnej to mój niemiecki nie był utrwalony. Na miejscu, jak
już wyjechałam okazało się, że rozumiem
sporo, ale z mówieniem totalna klapa. Groziło mi nawet, że wrócę do Polski, o
czym dowiedziałam się znacznie później.
Przetrwałam. Dałam radę. Czasami musiałam zaciskać zęby,
czasami płakać w poduszkę, było naprawdę ciężko, ale wytrzymałam. Chociaż każdy
dzień był dla mnie lekcją niemieckiego to w każdej wolnej chwili się uczyłam. Słuchałam
piosenek po niemiecku, czytałam przepisy kulinarne w niemieckich gazetach, oglądałam
filmy i programy po niemiecku. Jest taki Fajny serial EXTRA (można oglądać w Internecie) specjalnie do
nauki niemieckiego, gdzie tekst, po niemiecku, jest na dole ekranu. Teraz po 6
miesiącach pracy mój język niemiecki jest dużo, dużo lepszy. Dogaduję się już bez
większych problemów, ale dalej się uczę. Do pomocy mam tablet, zawsze jak nie
wiadomo jak coś powiedzieć, wytłumaczyć można pokazać, pomocny jest też tłumacz w
Internecie. Mam słownik obrazkowy też bardzo przydatny.
W tej pracy nie można sobie zrobić jedno dniowego urlopu
to jest praca non-stop przez 24 godziny na dobę. Nawet jak ma się tzw. pauzę
czyli godzinę, albo dwie dla siebie to jednak nie jest się u siebie. To bardzo
duży stres szczególnie na początku, szczególnie dla takiej nowicjuszki jak ja,
przyzwyczajonej do całkiem innego życia. Trochę pomogło mi to, że dość szybko
odnajduję się w nowych warunkach i potrafię się dopasować. Oczywiście wszystko
zależy od tego na jaką rodzinę się trafi. Wydaje mi się, że wiele negatywnych
opinii w Internecie o złym traktowaniu opiekunek wywodzi się z tego, że
częściej piszemy o złych odczuciach niż o dobrych. Trochę tak jak w książce
życzeń i zażaleń. Więcej jest narzekań niż pochwał. Chociaż pracowałam u jednej
rodziny to poznałam kilka niemieckich rodzin i wszystkie były mi bardzo życzliwe,
i nie traktowały mnie z góry.
Rodziny
podopiecznych często organizują wycieczki lub pokazują lokalne atrakcje.
Poznaje się inne zwyczaje, odmienną kuchnię. Więc można mieć też dla siebie jakieś
przyjemności. Ja właśnie na taką trafiłam. Rodzina u której byłam chętnie
chciała spróbować polskich potraw, ciekawiły ją Polskie zwyczaje. Muszę
przyznać, że wyobrażenie o Polsce miała raczej kiepskie. Pytania o niektóre
rzeczy wprawiały mnie w zdumienie jak niewiele Niemcy o nas wiedzą.
Jeśli chodzi o samą pracę to trafiłam na dość ciężki
przypadek. Osobę z zaawansowanym Alzhaimerem w wieku 67 lat. Zupełnie sprawną
fizycznie, ale nie umiejącą poradzić sobie z prostymi codziennymi rzeczami. Przez
cały okres pobytu, a jestem w sumie 7 miesiąc, pisałam dziennik, z którego
korzystając chciałam podzielić się zdobytym doświadczeniem i własnymi
spostrzeżeniami w opiece nad chorym na Alzhaimera. Może pomogę tym co mają z tą
chorobą do czynienia. O moim spotkaniu z tą chorobą i jak sobie radziłam w
następnym wpisie.
Zdjęcia nie najlepsze bo robione telefonem komórkowym trochę starszej generacji :)
Pozdrowienia dla wszystkich co jeszcze tu zaglądają, a także dla nowych odwiedzających mój blog.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz