które mimo wielokrotnych przeprowadzek, a co za tym idzie
zakładaniem kolejnych ogrodów idą za mną. Niektóre pamiętam z rodzinnego domu,
który otaczał ogród z licznymi drzewami i krzewami – głównie porzeczek. Nie było wtedy mody na obsadzanie ogrodów
iglakami. Rosły natomiast kaliny, jaśminy i bzy. W większości jednak ogród
zajmowały rośliny pożyteczne, czyli drzewka owocowe, krzewy owocowe i warzywa. Niektóre
jak na przykład porzeczki przynosiły nawet pewien dochód, gdyż część sprzedawało się w
skupie. Babcia z porzeczek robiła bardzo dobry kisiel, a moja niania nie piła
herbaty tylko wodę z sokiem z czarnej porzeczki, dziadek natomiast wykorzystywał
porzeczki na domowe wino. Nie wszyscy lubią czarną porzeczkę, mimo jej cennych
właściwości , przez jej charakterystyczny zapach. Ale jest porzeczkoagrest,
który nie ma tego charakterystycznego dla czarnej porzeczki zapachu. Owoce są
duże jak agres, a krzaki bujne i niekłujące. I nie mogę zrozumieć dlaczego ten
krzew jest tak mało popularny. Pierwszy raz zetknęłam się z porzeczkoagrestem w
moim drugim ogrodzie, właściwie to ogródku, bo było to 300 m2 działki na
Ogródkach pracowniczych w Milanówku. (Truskawki
w Milanówku – znacie? Śpiewała Hanna Banaszak, ale także Agnieszka
Kotulanka i dużo bardziej mi się ta wersja podoba. Nie wiedziałam nawet, że tak
ładnie kiedyś śpiewała). A wracając do ogródków działkowych o imieniu Malwa to
tam właśnie odchwaszczając zapuszczoną przez lata działkę odkryłam
porzeczkoagrest. I od tamtej pory w każdym kolejnym ogrodzie musi być. Kiedy
wiozłam łubiankę tych dorodnych owoców wysłużoną kolejką wąskotorową do domu w
Warszawie parę osób chciało je ode mnie
kupić licytując się nawet ceną. Inni podziwiali pytając co to za owoc. Oczywiście
dowiozłam je bezpiecznie do domu i zrobiłam, to co zawsze robiłam z porzeczek czyli galaretkę.
W kolejnych ogrodach miałam wersje pienne, których nie lubię. Niestety innych
nie mogłam dostać. Teraz też mam pienną, ale wyhodowałam sobie sama wersje
krzaczastą. Krzaki mają 3 rok i już sporo owoców i duże przyrosty. Myślę, że od przyszłego roku nie będę już
musiała kupować czarnej porzeczki na ulubioną galaretkę.
Co jeszcze muszę mieć
w ogrodzie. Agrest. Mam 3 krzaki, malutkie, zakupione zeszłej jesieni, niestety pienne, ale za to odmiana bezkolcowa.
Też spróbuję sobie wyhodować wersję krzaczastą. Na jesieni planuje jeszcze
kupić wiśnię North Star. Najlepsza jaką znam. Drzewka mają zgrabną koronę, nie trzeba ich przycinać i dają smaczne, duże, ciemne owoce. W tym roku posadziłam 2 sadzonki
pigwowca (na nalewkę i sok) ale na plony trzeba będzie jeszcze poczekać. Nie mam jeszcze w ogrodzie bzu i jaśminu, ani
kaliny z kwiatami jak kule i jeszcze wielu innych kwiatów, które dobrze mi się kojarzą.
W końcu ogród to miejsce, w którym trzeba się dobrze czuć i wzrok mają
przyciągać rośliny, które lubimy. Nie będzie w nim łubinu, mieczyków, pelargonii i aksamitki (chyba że biała :)) ale na pewno miejsca nie zabraknie
dla róż, peoni, irysów, liliowców, lilii, złocieni i koniecznie maciejki pachnącej
wieczorami. Co drugi rok zakwita mi dziewanna. Sama się wysiewa, a że jest
dwuletnia w jednym roku pojawiają się rozetki w następnym wyrasta gruba łodyga
obsypana żółtym kwieciem. W tym roku właśnie rozpoczęła kwitnienie.
Pochwalę się jeszcze ukończoną ścieżką...
A kto ma ochotę niech posłucha Agnieszki Kotulanki i Truskawek w Milanówku.
" ... Truskawki w Milanówku na talerzykach Rosenthala, przysiadły od hołoty z dala, wśród śmietankowej mgły..."
A swoją drogą bardzo mile wspominam kilkuletnie posiadanie działeczki z mini domkiem, sobotnio-niedzielne wyjazdy, z początku kolejką, potem maluchem. Różni ludzie, w różnym wieku, różne zawody spotykają się przy wspólnej pasji, uprawiania skrawka ziemi.
Miłego wieczoru.
2 komentarze:
Ja tam czarną porzeczką nie pogardzę ale i agrestoporzeczki lubię. Mam kilka krzaczków, niestety w tym roku przymrozek plon zmarnował
Szkoda, u mnie owoce ładne, ale na razie może na 2 słoiczki wystarczy.
Pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny :)
Prześlij komentarz