Parę
lat temu dostaliśmy w prezencie butelkę nalewki z pigwy. Nalewka była tak
dobra, że piliśmy ją po naparstku, żeby była jak najdłużej, delektując się jej
smakiem i aromatem. Nie miałam przepisu na tę konkretną nalewkę, ale w zeszłym
roku postanowiłam spróbować zrobić w oparciu o przepis z internetu. Nalewka wszystkim smakowała, więc w tym roku
powtórka :). Owoce mam tym razem dużo ładniejsze, dorodniejsze i sporo więcej. Nie mam pigwy w ogrodzie (właściwie to jest
pigwowiec japoński) ale uśmiechnęłam się
do właścicielki dużego krzewu i dostałam nawet więcej niż potrzebowałam. Tak
więc oprócz nalewki zrobię jeszcze sok, wyśmienity do herbaty spróbuję też
pozostałe po odlaniu soku owoce przetworzyć na dżem.
Przepis na nalewkę jest bardzo prosty,
problem jest tylko w przygotowaniu owoców bo są twarde, a trzeba wydrążyć środki.
Kilogram
pokrojonych drobno owoców zasypuje się kilogramem cukru i pozostawia na około 2
tygodnie, po czym uzyskany sok miesza się ½ l spirytusu i wlewa do butelek.
Pozostałe owoce zalewa się ½ l czystej wódki i pozostawia na kolejne 2
tygodnie. Po 2 tygodniach miesza się oba płyny ( ten ze spirytusem i ten z
wódką) i odstawia w butelkach na co najmniej 4 tygodnie. Im dłużej tym lepiej. Pozostałe
owoce można wykorzystać na poncz lub na przygotowanie grzańca, który z dodatkiem przypraw będzie dobry na chłodniejsze jesienne
wieczory.
Każdego
ranka coraz więcej liści zaściela trawniki. Mamy na razie piękną złotą jesień.
Szkoda tylko, że wcześniejsze przymrozki skróciły żywot wielu kwiatów. Dzielnie
wytrzymały popularne marcinki i
chryzantemy. Kwitną też jeszcze róże. Swoim jaskrawym pomarańczowym kolorem ożywia ogród miechunka, choć liście niestety już zbrązowiały.
A w ostatnią piękną, słoneczną niedzielę zawitał do mnie admirał. Rusałka admirał – motyl
wędrowny. Nie wiedziałam, że motyle mogą pokonać odległość paru tysięcy kilometrów. Największym
podróżnikiem jest podobno rusałka osetnik, ale
ten piękny motyl też przylatuje do nas z południa Europy.
Na
drugim zdjęciu bliskie spotkanie z pszczołą, która też jeszcze wykorzystuje
ciepły dzień i ostatnie jesienne kwiaty.
Na grządkach pozostał mi jeszcze jarmuż i rukola . Jarmuż mam pierwszy
raz i prawdę mówiąc jadłam go też pierwszy raz. Przygotowany podobnie jak
szpinak. Smakował mi średnio i jeśli miałabym wybierać wolę szpinak,
zdecydowanie. Z rukoli systematycznie usuwałam kwiaty, pozostawiając
tylko nieliczne na nasiona, dzięki czemu świeże młode listki zrywam do tej pory.
Do kolorowych liści dołączyła pomarańczowa dynia, a raczej jej pozostałość. Wieczorem paliła się w niej świeczka. Dynia nie ma upiornego wyglądu i choć można traktować ją jako nawiązanie do Halloween ja widzę w niej ciekawą dekorację jesiennego ogrodu.
Słonecznych jesiennych dni życzę Wszystkim
Anula
Anulko, już nie robię nalewek, za dużo ich stoi na półce do skosztowania i wypicia, pauzuję w tym roku; ale za to winogrona obrodziły i czeka mnie solidna praca przy zrywaniu; kosztowałam kiedyś pigwówki, jest pyszna; udanych wyrobów, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńAle u Ciebie kolorowo, u nas jeszcze zielen w lasach i parkach. A nasza nalewka z pigwy jeszcze stoi, bo tez ja pijemy po naparstku, albo i po polowie tego :p
OdpowiedzUsuńAnulko... a mnie marzą się nalewki, ale na razie czasu brak na nie, zrobiłam tylko z aronii, bo krzaki się uginały... więc choc jedna będę miała tego roku. U mnie też jeszcze zielono i nawet słoneczniki dojrzały te, które w maju sadziłam.
OdpowiedzUsuńDynia wyglada uroczo.
Sciskam
Amelio serdecznie dziękuję za odwiedziny:). A nalewkę z pigwy bardzo polecam i nie tylko bo sok do herbaty lepszy od cytryny. Zrobiłam też konfiturę z niewielkim dodatkiem jabłek. Wyborna do ciasteczek.
OdpowiedzUsuńCieplutko pozdrawiam