środa, 6 lipca 2011

Wagonowe Wczasy na Bocznicy :)

Tak właśnie spędzałam wakacje całe 40! lat temu w roku 1971. I nie były to wczasy wagonowe stacjonarne, ale wczasy z przemieszczaniem się z miejscowości do miejscowości. Naszym „Domem Wczasowym” był wagon specjalnie przystosowany do to takich celów. Zawierał WC, kuchenkę, przedziały – sypialnie z piętrowymi łóżkami i salonik na całą szerokość wagonu gdzie był stół otoczony kanapami do siedzenia. Był też jeszcze jeden wagon – Wystawowy! Celem takiego zestawu wagonów było stanie na bocznicy i zachęcanie przechodzących, poprzez wystawione na zewnątrz tablice, do oglądania wystawy. Tematem ówczesnej wystawy były dość wstydliwe choroby. Być może był to jakiś wspólny pomysł PKP i Służby Zdrowia, która wtedy była zróżnicowana m.in. na kolejową i zwykłą. Pamiętam, że były apteki i przychodnie kolejowe. Przy Sali wystawowej, zajmującej prawie cały wagon było malutkie pomieszczenie, gdzie była szafa grająca z której lecące przeboje miały dodatkowo zachęcać do odwiedzenia wagonu wystawowego.

Wczasy w takim wagonie, nie były dostępne dla ogółu, a jedynie dla najbliższych osób kierownika takiego pociągu i jego zastępcy, a także pracowników kolei i ich rodzin. Mieliśmy to szczęście, że mieszkaliśmy w mieście, które koleją stało, a wśród rodziny i znajomych nie brakowało osób zatrudnionych w PKP. Jeden z moich dziadków był elektrykiem na kolei, drugi był maszynistą i jeździł parowozami jeszcze do polskiego Lwowa. Wujek też był maszynistą, i najczęściej obsługiwał trasy pomiędzy Warszawa, a moim miastem rodzinnym Skierniewicami, stąd często miałam okazję jechać w wagonie służbowym i podglądać pracę maszynisty. A wracając do wczasów wagonowych to w moim rodzinnym domu, jedno z mieszkań wynajmowała rodzina zastępca kierownika takiego pociągu. Dzięki tak bliskim znajomościom moja babcia zwiedziła całą Polskę wyjeżdżając raz, albo dwa razy do roku w podróż z wagonem wystawowym. Ja na takich wczasach byłam raz w roku 1971. Miasta jakie wtedy odwiedziliśmy to Braniewo, Olsztyn, Giżycko i Tolkmicko, tyle w każdym razie pamiętam. Nocą zwykle doczepiano nas do jakiegoś pociągu i następnego dnia budziliśmy w innej miejscowości. Niezapomniane wrażenie. Czasami trzeba było uważać, żeby nie spaść z łóżka, kiedy wagony były przetaczane, aby ostatecznie dołączyć je do pociągu jadącego w kierunku naszego kolejnego celu. Nikomu nie przeszkadzały mało komfortowe warunki, a muszę dodać, że średnia wieku osób z którymi podróżowałam grubo przekraczała 50 lat! W dzień zwiedzaliśmy okolice, wieczorami grywaliśmy w tysiąca. W Braniewie zwiedziliśmy najmniejsze w Polsce ( a może i na świecie) ZOO, istnieje do dzisiaj i mam nadzieje, że obecnie warunki dla zwierząt są tam lepsze bo z tamtych lat zapamiętałam bardzo małe wybiegi i pomieszczenia dla zwierząt. Z Tolkmicka był tylko rzut beretem do Krynicy Morskiej, gdzie popłynęliśmy niewielkim stateczkiem. Były to na pewno jedne z najbardziej nietypowych wakacji, często wspominane z sentymentem. Niestety nie posiadam zdjęć przedstawiających wagon, którym podróżowaliśmy. Górne zdjęcie ściągnięte z Internetu, poniżej parę zdjęć czarno-białych pamiątka z Wczasów Wagonowych.
Autorka blogu sama :) 
i w towarzystwie:). Obok mnie sąsiadka Babci, jej mąż i najstarsza uczestniczka wczasów
I tak sobie myślę, że może takie wczasy w obecnych czasach też miały by sens. Torów kolejowych mamy pod dostatkiem, przystosowanie wagonów mogłoby się szybko zwrócić, jechał by nie jeden wagon a powiedzmy kilkanaście, dla wygody z wagonem restauracyjnym, może udałoby się też rozwiązać problem z „zaparkowaniem” na ciekawej i nie odludnej bocznicy. Dla kogoś, kto nie lubi wczasów w jednym miejscu i naszych mówiąc delikatnie niezbyt dobrych dróg rozwiązanie idealne, a i nasze koleje może by wyszły z dołka :)

Serdecznie pozdrawiam Wszystkich pracujących i leniuchujących :)

PS. Przepraszam Wszystkich, którym chciałabym zamieścić komentarz, a nie mogę!!! Podobno nie tylko ja tak mam, ale nie bardzo wiem jak ten problem rozwiązać. Po napisaniu komentarza jestem odsyłana na stronę logowania, a po zalogowaniu dalej nic, i tak wkoło. I nie jest to wina przeglądarki jak się doczytałam na stronie pomocy Googli,  gdyż sprawdzałam na różnych komputerach z różnymi przeglądarkami. Jeśli ktoś miał taki problem i wie w czym tkwi przyczyna bardzo proszę o info i z góry dziękuję :)

14 komentarzy:

Aleksandra Stolarczyk pisze...

ja z kolei mieszkałam w wagonach stacjonarnych i to wielokrotnie-niezapomniane wrażenia!:)

ankaskakanka pisze...

Niesamowita opowieść, pierwszy raz o tym słyszę. W tamtych czasach nie było mnie na świecie, ale uwielbiam takie historie.

Magda Spokostanka pisze...

Fantastyczna historia! Zdjęcia kapitalne!
Jakieś 10 lat temu, liceum mojej starszej córki, zorganizowało podobną wyprawę. A więc można i w czasach bardziej współczesnych.
To budzenie się, codziennie w innym miejscu, to jest przygoda.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Anulko, jestem pod wrażeniem Twojego opisu, życie na wsi rządziło się innymi prawami, nikt z mojego otoczenia nie wyjeżdżał na wczasy ani nawet na kolonie. Świetna okazja do poznawania, a kto powiedział, że ze starszymi nudno? mają masę cudownych opowiastek w zanadrzu, opiekują się, dbają i są weseli, a te epokowe zdjęcia super, pozdrawiam serdecznie.

Unknown pisze...

Takie wczasy mogłyby mi się spodobać! Niesamowita historia. No i zdjęcia:-)))
A co do komentarzy - może spróbuj zmienić przeglądarkę?

Anula pisze...

Olu, też słyszałam o takich wczasach w wagonach, podobno jeszcze istnieją, chociaż to już pewnie jedne z ostanich, a szkoda.

Aniu to miło, że mogłam Ci trochę przybliżyć czasy, w których miałam naście lat :)

Pozdrawiam serdecznie :)

Svarta pisze...

Swietny wpis.
Ja mysle, ze ta idea ma przyszlosc, juz teraz coraz wiecej osob rezygnuje z nieekologicznego transportu lotniczego na rzecz pociagow.

Anula pisze...

Magdo myśle, że chętnie wybrałabym się na takie wagonowe wczasy jeszcze raz, tym bardziej, że dużo wygodniej niż np autokarem i spanie na miejscu :)

Serdeczności przesyłam

Anula pisze...

Marysiu ja na koloniach byłam raz i zaraz chciałam wracać, ale jakoś przetrzymałam i potem nawet mile wspominałam, natomiast na wczasy z rodzicami wyjeżdżałam co roku, głównie na mazury, bo tata lubił łowić ryby, a ja z nim :). Potem jak już miałam swoją rodzinę to wczasów było zdecydowanie mniej co najwyżej jakiś wypad 2-3 dniowy :)
Uściski

Bozena pisze...

Anulu! Takie wczasy, to coś genialnego. Szkoda, że nigdy na takich nie byłam, bo moja kolejarska rodzina skończyła się na pokoleniu mojej babci. Zresztą być może znała Twojego Dziadka, bo była we Lwowie panną telegrafistką. Zapraszam na mojego nowego bloga, na którym możesz się troszkę o tym dowiedzieć. Pozdrawiam Cię serdecznie.

*gooocha* pisze...

ALE CZAD ! Chciałbym na takie wczasy :)

GAJA pisze...

Miałam ten sam problem z zamieszczaniem wpisów. Zmień przeglądarkę, ja tak zrobiłam i działa.Nie wiem, o co tu chodzi, ktoś mi poradził.
Te czasy, choć nie takie wczasy są mi bardzo bliskie. Sentymenty...

Grey Wolf pisze...

Super takie wczasy!..ciągle nowe miejsca podziwiać..teraz to można samochodem tak wędrować :)

Bozena pisze...

Zapraszam na swojego bloga. Czeka niespodzianka:)