Są takie rzeczy, z którymi ciężko mi się rozstać. Nie mam problemu, żeby oddać przedmioty, które dostałam, ale nie przypadły mi do gustu. Jeśli mogą służyć komuś innemu, niech służą. Szczególny sentyment mam do rzeczy, które pochodzą z mojego rodzinnego domu. Mam dwie stare nocne szafki, poręczny stołeczek, stoliczek, ramę od lustra, starą wagę i trochę jeszcze bibelotów i parasol ogrodowy, który ma lat, nie wiem ile, ale na pewno grubo ponad 50. Przy jakiś porządkach znalazłam go na strychu. Wiele lat sobie tam leżał zapomniany. Nie miał podstawy. Być może był częścią stolika. W każdym razie od początku dolna część była kombinowana. Parasol jak go znalazłam był w kolorze biało - czerwonym i w tym stanie po wypraniu służył jeszcze kilka lat. Kiedyś wiatr wyrwał go z prowizorycznej podstawy i przeturlał po całym podwórku. I nic. Solidna konstrukcja oparta na szkielecie z 10 drutów i 10 rozpórek. Po sprzedaniu rodzinnego domu zabrałam parasol na działkę, którą miałam w Milanówku. Uszyłam też nowe pokrycie. Służyło ono do tej pory. To będzie prawie 20 lat! Z tym, że pewnie połowę tego czasu parasol sobie leżakował. Ostatnie lata parasol jednak służy intensywnie cały sezon. Wiatr, deszcz i słońce zrobiły swoje i tak się dziwię, że materiał tyle wytrzymał. Ale pojawiły się już dziurki, a kolor był mocno wypłowiały. Zakupiłam więc dwie lniane zasłony, z angielskiego materiału, w cenie 4,50 zł za sztukę i uszyłam nowe pokrycie na parasol. Lubię angielskie materiały. Mają niesamowite wzory i są bardzo dobrej jakości.
Tak parasol wyglądał ostatnio
Tu już tylko szkielecik :)
przy okazji pomalowałam mu drewniane wykończenie góry.
I w nowej "spódniczce" :)
No bo to prawie jak uszyć spódnicę z 10 klinów, każdy o długości 1 metra.
Parasol ma średnicę około 2 m
Uszyłam jeszcze dwie poduszeczki, na razie nie miałam więcej gąbki, więc jest wersja de lux dla jednej osoby: pod plecy i pod pupę, albo wersja standard dla 2 osób, tylko pod pupę ;)
Mnie się podoba, tak się romantycznie zrobiło :)