To moje ulubione kwiaty wiosenne i nimi obdarowywałam w tym dniu swoją Mamę. Na zawsze pozostaną dla mnie symbolem tego pięknego dnia Dnia Matki. I chociaż mojej mamy nie ma już ze mną wiele lat, to kiedy zaczynają kwitnąć peonie powracają wspomnienia związane z tym dniem.
Tak się złożyło, że chociaż nie w Dzień Matki, ale w tym pięknym miesiącu jakim jest Maj odwiedziła nas moja córka, która od ponad roku przebywa we Francji. Wydarzenie było jeszcze większe bo przyjechała ze swoim chłopakiem. Przyjechali na krótko. Niecały tydzień ich pobytu minął ani się obejrzeliśmy. Chcieliśmy im, a właściwie to jemu pokazać trochę okolice wiec wybraliśmy się małą pętlą nad Solinę. Pogoda dopisała. Po drodze obowiązkowy postój w Słodkim Domku w Lesku na ciacho i lody chyba najlepsze w okolicy.
Nad Soliną jeszcze ruch nieduży, sezon dopiero się zaczyna.
Pięknie wyglądają żaglówki na niebieskiej tafli wody.
I otaczające Solinę wzniesienia.
A w czystej wodzie pływają ryby
W ciągu 10 lat jak mieszkam na Podkarpaciu nad Soliną byłam trzeci raz, ale nigdy nie kupowałam żadnych pamiątek. Tym razem skusiłam się na Aniołka. Bieszczadzkiego Aniołka, który podobno ma skrzydła umieszczone wysoko.
A taką znalazłam legendę dotyczącą Bieszczad.
Kiedy w wyniku czarcich eksperymentów wyhodowano w piekle nowe odmiany diabłów, jedne z nich nazwano biesami, a drugie czadami. Postanowiono umieścić je w tym zapomnianym zakątku. Wtedy też powstała nazwa - Biesczady.
Ale gdzie jest diabeł, powinien być i anioł, bo gdzie zło powinno być i dobro. Niestety sfery niebieskie nie zgodziły się wysłać do Biesczadów aniołków. Zatem biesy i czady uradziły, że biesy będą od złego, a czady od dobrego. I natychmiast wróciła normalność do tej krainy, a wraz z nią przybyli ludzie. Nie od razu, ale powoli zaczęli się osiedlać. Jedni przybywali tu z Małopolski, inni z Rusi, a jeszcze inni z Wołoszy, ze Słowacji i od Madziarów. Tak się tu wymieszali, wykotłowali, że teraz nie poznasz kto skąd. A biesy i czady? No cóż, robią od kilkudziesięciu wieków swoją zwykłą diablo - anielską robotę, raz lepiej, raz gorzej ...
(na podstawie: Andrzej Potocki - Księga legend i opowieści bieszczadzkich - Lesko 1998)
W latach 2001 – 2009 w miejscowościach Cisna, Wetlina, Dołżyca w Bieszczadach odbywała się kilkudniowa impreza Festiwal Sztuk Różnych "Bieszczadzkie Anioły" . Inicjatorem powstania festiwalu był Krzysztof Myszkowski lider Starego Dobrego Małżeństwa. Swoją nazwę festiwal zawdzięcza tytułowi piosenki Bieszczadzkie Anioły z albumu o takim samym tytule zespołu Stare Dobre Małżeństwo.
http://www.youtube.com/watch?v=t1-ZicnIpw8&feature=related
Bardzo ładny filmik pokazujący piękno Bieszczad z piosenka w tle.
Wracając zatrzymaliśmy się przy pomniku gen. Karola Świerczewskiego w Jabłonkach. Monumentalna brzydka, zaniedbana pamiątka po PRL, powstała w 1962 r., choć teren wokół i pozostałości po miejscach na flagi oraz nieczynne już reflektory mówią o dawnej świetności tego miejsca. Otoczenie pomnika urządzono na kształt parku.
Biesy i Czady
Na początku na tym skrawku ziemi, zapomnianym przez Boga, tylko diabły harcowały. Nie były to jakieś diabły szczególne, ot zwyczajne pospólstwo. Ich mnogość powodowała, że ludzie nie chcieli się na tym terenie osiedlać. Wydawało się, że ta część Karpat na zawsze pozostanie bezludna.
Kiedy w wyniku czarcich eksperymentów wyhodowano w piekle nowe odmiany diabłów, jedne z nich nazwano biesami, a drugie czadami. Postanowiono umieścić je w tym zapomnianym zakątku. Wtedy też powstała nazwa - Biesczady.
Ale gdzie jest diabeł, powinien być i anioł, bo gdzie zło powinno być i dobro. Niestety sfery niebieskie nie zgodziły się wysłać do Biesczadów aniołków. Zatem biesy i czady uradziły, że biesy będą od złego, a czady od dobrego. I natychmiast wróciła normalność do tej krainy, a wraz z nią przybyli ludzie. Nie od razu, ale powoli zaczęli się osiedlać. Jedni przybywali tu z Małopolski, inni z Rusi, a jeszcze inni z Wołoszy, ze Słowacji i od Madziarów. Tak się tu wymieszali, wykotłowali, że teraz nie poznasz kto skąd. A biesy i czady? No cóż, robią od kilkudziesięciu wieków swoją zwykłą diablo - anielską robotę, raz lepiej, raz gorzej ...
(na podstawie: Andrzej Potocki - Księga legend i opowieści bieszczadzkich - Lesko 1998)
W latach 2001 – 2009 w miejscowościach Cisna, Wetlina, Dołżyca w Bieszczadach odbywała się kilkudniowa impreza Festiwal Sztuk Różnych "Bieszczadzkie Anioły" . Inicjatorem powstania festiwalu był Krzysztof Myszkowski lider Starego Dobrego Małżeństwa. Swoją nazwę festiwal zawdzięcza tytułowi piosenki Bieszczadzkie Anioły z albumu o takim samym tytule zespołu Stare Dobre Małżeństwo.
http://www.youtube.com/watch?v=t1-ZicnIpw8&feature=related
Bardzo ładny filmik pokazujący piękno Bieszczad z piosenka w tle.
Wracając zatrzymaliśmy się przy pomniku gen. Karola Świerczewskiego w Jabłonkach. Monumentalna brzydka, zaniedbana pamiątka po PRL, powstała w 1962 r., choć teren wokół i pozostałości po miejscach na flagi oraz nieczynne już reflektory mówią o dawnej świetności tego miejsca. Otoczenie pomnika urządzono na kształt parku.
A to czasy świetności, zdjęcie z internetu
Poniżej pomnika znajduje się kamień przy którym zginął generał.
Obok pomnika powstało osiedle domków letniskowych, podobno bardzo ekskluzywnych, można wejść na stronę http://www.domkijablonki.pl/
Po przeciwnej stronie ogrodzona szczelnie posiadłość, gdzie kiedyś było muzeum gen. K. Świerczewskiego, potem Muzeum Przyrodnicze. Zdjęcie z Internetu.(bateria siadła w moim aparacie).
Jadąc z Soliny przez Wisłok Wielki rozglądaliśmy się za Chatą nad Wisłokiem i ….. oczom naszym ukazała się w całej okazałości. Poznałam ją po charakterystycznych okienkach. Fotka zrobiona przez córke.
Nie mogliśmy sobie odmówić, żeby choć na chwilę się nie zatrzymać i przywitać z Gospodarzem, który mimo takiego nalotu okazał się przesympatyczny i chętnie nam opowiadał o swojej chacie. I w ten oto sposób wirtualną znajomość zamieniła się w rzeczywistą. Żadne porównywalne zdjęcia nie oddadzą ogromu pracy jaką właściciel Pan Piotr (jakoś w wirtualnym świecie łatwiej przechodzi się na Ty) włożył w odrestaurowanie chaty łemkowskiej. Chylimy czoła i pełni podziwu życzymy jak najszybszego ukończenia prac i zadowolenia z zamieszkiwania w wymarzonym miejscu i domu.
Parę dniu później miałam przyjemność odwiedzić w zupełnie realnej i przepięknej Leśniówce właścicielkę blogu Ranczo Zalas przemiłą Beatkę. Wspaniałą kobietę o niespożytej energii i wielkiej miłości do psów. I mimo, że widziałyśmy się pierwszy raz, to miałyśmy o czym rozmawiać, bo przecież znałyśmy się wcześniej i bywałyśmy u siebie choć tylko wirtualnie.
W ogrodzie robi się coraz ładniej. Zaczynają kwitnąć irysy, kwiaty, które też bardzo lubię. Przesadzałam je z całego ogrodu, podobno były różne kolory, a u mnie …same żółte i jeden kolorowy rodzynek.
Stara japońska filiżaneczka ze spodkiem z cieniutkiej jak papier porcelany
I kaczuszka wyrzeźbiona w kamieniu. W środku jest druga malutka kaczuszka. Bardzo ciekawe i precyzyjne wykonanie. Martusiu jeszcze raz dziękuję.
Parę dniu później miałam przyjemność odwiedzić w zupełnie realnej i przepięknej Leśniówce właścicielkę blogu Ranczo Zalas przemiłą Beatkę. Wspaniałą kobietę o niespożytej energii i wielkiej miłości do psów. I mimo, że widziałyśmy się pierwszy raz, to miałyśmy o czym rozmawiać, bo przecież znałyśmy się wcześniej i bywałyśmy u siebie choć tylko wirtualnie.
W ogrodzie robi się coraz ładniej. Zaczynają kwitnąć irysy, kwiaty, które też bardzo lubię. Przesadzałam je z całego ogrodu, podobno były różne kolory, a u mnie …same żółte i jeden kolorowy rodzynek.
Warzywnik przynosi pierwsze plony w postaci szczypiorku i rzodkiewki, ale o tym i o innych ulubionych kwiatach napiszę oddzielny post.
I jeszcze miłe sercu, prezenciki od córki, jak zwykle wyszukane ze starannością, do moich kolekcji.Stara japońska filiżaneczka ze spodkiem z cieniutkiej jak papier porcelany
Serdeczności dla Wszystkich, którzy zawitają do Chaty pod Wiatrakami :)
Anula